26 grudnia 2013

Ad rem #4

Co tak naprawdę jest dla nas ważne w tym co robimy? Trud, nie koszty czy zarobki.
> Dan Ariely: What makes us feel good about our work?

Zgadzam się z każdym słowem.
> Dan Pallotta: The way we think about charity is dead wrong

Działa!
> Jak się budzić pełnym energii

Uwielbiam badania pokazujące wpływ słów na umysł. Tutaj pokazana jedno z ciekawszych - “nie mogę” czy “nie robię”?
> A Scientific Guide to Effectively Saying No

23 grudnia 2013

Immunoterapia

Od kilku tygodni biorę udział w badaniu "mającym na celu ustalenie dawki na podstawie oceny skuteczności i bezpieczeństwa tabletek zawierających alergeny roztoczy kurzu domowego stosowanych w immunoterapii podjęzykowej u osób dorosłych z astmą spowodowaną alergią na roztocza kurzu domowego". Dwie tabletki codziennie pod język są chyba lepszym wyjściem od regularnych zastrzyków, hmm?

Na początek dostałem podstawową paczkę leków (Nasonex i kilka innych do użytku doraźnego), a właściwe tabletki z alergenami (lub placebo) otrzymam za kilka tygodni jeśli będzie ze mnie odpowiedni kandydat do dalszych badań. Odpowiedni znaczy taki, który coś do projektu wniesie, a jednocześnie nie będzie sprawiał zbyt wiele problemów. :P

Codziennie oprócz przyjmowania Nasonexu (działanie przeciwzapalne na błony śluzowe nosa i zatok) rano i wieczorem mam paczkę nowych obowiązków. Po obudzeniu się dmucham kilka razy w elektroniczny pikflometr mierzący wartość PEF (szczytowy przepływ wydechowy). Kolejno przesyłam dane o wynikach do palmtopa, z którego następnie wysyłam raporty przez sieć do samej firmy. Wieczorem natomiast odpowiadam na kilka pytań odnośnie stanu zdrowia w szczególnym odniesieniu do objawów astmy oraz stanu nosa, zatok i oczu.

Taki jestem ambitny, że poprosiłem doktorkę o ustawienie przypomnienia o porannych raportach na 7 rano. I tak przebrnąłem przez okres początkowych męczarni codziennego wstawania z samego rańca, aż do teraz kiedy to często budzę się bez budzika. Sygnał przypomnienia należy do jednych z najgorszych jakie miałem okazje słyszeć w swoim, już dwudziestoletnim, życiu i dodatkowo światłość ekranu wali po oczach jak latarka Maglite'a. Nic więc dziwnego, że szybko nauczyłem się wstawać przynajmniej kilka minut przed tym wspaniałym codziennym wydarzeniem. Póki co to największy pozytywny efekt tego badania - wczesne wstawanie. Zobaczymy co przyszłość przyniesie, może w końcu pozbędę się mojego zatkanego nosa bez kataru. ;)

A tymczasem życzę szczęśliwych, wesołych i udanych świąt Bożego Narodzenia w gronie rodzinki!

21 grudnia 2013

Zimny prysznic

To jest to. Zlać ciało zimną wodą tuż przed snem. Jednocześnie pobudza i relaksuje. Odkręcam chłodną wodę, później jeszcze zimniejszą i latam pod prysznicem jak przy napadzie czegoś w stylu padaczki. Tylko że w międzyczasie się śmieję i jestem z siebie dumny, bo znów udało mi się zrobić coś przeciw sobie. Zaraz po zakończonym prysznicu następuje maksymalne orzeźwienie i wyklarowanie myśli i zmysłów. Polecam.

Kiedyś nawet był wykład pewnego pana, który mówił o zimnym prysznicu. Coś w stylu "Taking old showers can change your life". Jak? Ano tak, że zmuszają nas do wyjścia z naszych małych światów i zrobienia czegoś niewygodnego, do podjęcia wyzwania, które wcale nie musi być przyjemne. Rezultat? Śmielsze kroczenie przez życie i lepsze podejmowanie decyzji. Śmieszne, wiem. Ale działa. :)

19 grudnia 2013

Ad rem #3

Krótko i na temat. W sam raz dla osób takich jak ja.

Prostudencki youtube. Sporo ciekawych, tanich przepisów ma ostatnie dni miesiąca, kiedy to czasem nasze fundusze są już na wyczerpaniu.
> 5 sposobów na… przeżycie za 5zł dziennie

Dzięki temu w końcu zrozumiałem rozwój człowieka w początkowych stadiach. Histologię z embriologią już dawno zaliczyłem, ale wciąż się dokształcam z własnej żądzy wiedzy (taaak, czasami się coś takiego trafi). Link od kolegi z WUMu.
> Medical embryology - Difficult concepts of early development

Mrs Kelly natychmiastowo zmieniła moje podejście do stresu. Na zdrowsze.
> Kelly McGonigal: How to make stress your friend

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich wchodzących w przedział wiekowy “gorących dwudziestek”.
> Meg Jay: Why 30 is not the new 20

15 grudnia 2013

Immunaway

Zaliczenie z immunologii odwołane! Chwała starostom i dobrym ludziom z tejże katedry. Zrozumiano nasze modły i prośby. Zdali sobie sprawę, że raczej nie immunologia będzie gościć w naszych głowach pod koniec tego semestru.

Jako że na koniec półrocza musi być zaliczenie z oceną, kochana pani z katedry wyliczy nam nasze tróje i inne oceny na podstawie zdobytych punktów z ćwiczeń. Mam ich sporo. Yeeee :D

12 grudnia 2013

Ad rem #2

Numer dwa epizodu nowego projektu. Jeśli coś Wam się szczególnie spodobało i chcecie więcej - cenny będzie dla mnie feedback w komentarzach. Miłej lektury! ;)

Przestroga dla tych, którzy chcieliby poeksperymentować z substancjami wspomagającymi "myślenie". Artykuł długi, ale wystarczy przeczytać początek wraz z kilkoma komentarzami by zrozumieć przesłanie.
> Why I don't supplement with piracetam

Kilka lekcji dla młodzieży, starszym też się przydadzą
> 20 Ways To Manage Your 20s

Potwierdzenie tego co było wiadome od dawien dawna - chopy a baby
> Badania dowiodły różnic w budowie mózgu kobiety i mężczyzny

Zestawienie naprawdę dobrych porad pomocnych w zwiększaniu swojej produktywności
> 50 Amazing Lifehacks for Productivity

Leżę i kwiczę. Sucharowy raj. Moj ulubiony rodzaj humoru tuż obok medycznego ;) Zajrzyjcie też na część drugą.
> Rodzaje gówna

Wielokrotnie słyszałem zdania o szkodliwości pisania słodkich sesemesków na umiejętności językowe. Kolejny TED pokazuje, że jest na odwrót
> John McWhorter: Txtng is killing language

10 grudnia 2013

Zapowiedź

Święta idą, są już blisko, śniegi sypią, marznie wszystko, a za rogiem sesja. Ale zaraz, co tam sesja, ciekawości zaczynają się już wcześniej. Oprócz zimowego maratonu egzaminów z fizjologii i biochemii, pierwszy raz w historii otrzymam całą pakę świątecznych gratisów. A tu zaliczenie z nowego przedmiotu zwanego chlubnie "podstawy profesjonalizmu", które oblewają nawet prowadzący wykłady lekarze. A tam koniec semestru z immunologii, więc też trzeba coś napisać na ocenę. A że ma być świątecznie, to dostanę gratisowo trzy terminy w jednym. Zaliczenie, poprawka i druga poprawka tego samego dnia - już by mnie to nie zdziwiło, jeśli tak zostanie to ustalone. Mam nadzieję, że z pomocą naszych świetnych starostów to ugadamy i będzie trochę bardziej pro studento bono.

Na rękę idzie nam za to katedra psychologii, z którą zawarliśmy porozumienie jak normalni ludzie. Socjologia już za nami z dobrymi ocenami; informatyka skończona i dalej pełznie jako statystyka. Mikroby zobaczymy, pierwsze kolokwium poszło nieźle. O patofizjologię nikt się nie martwi, bo nasz asystent to perła wśród piw w tegorocznym studenckim życiu. Gdzieś zaczynamy etykę - ćwiczenia nieobowiązkowe, na które chodzi większość grupowej studenty. Pierwszy poważny przedmiot na tych studiach mający jakiś widoczny, praktyczny związek z zawodem.

Tymczasem wolny tydzień, kiedy to nawet do rodzinnego domu poniosło mą rzyć. I mam już nawet smaczne piersi! :)

6 grudnia 2013

Ad rem #1

Idea regularnego publikowania postów z cennymi treściami z interentu siedziała w mojej głowie już dłuższy czas, czego ostateczny wynik możecie podziwiać poniżej. Cykl będzie ukazywał się raz w tygodniu, najprawdopodobniej w czwartkowe wieczory lub trochę później w zależności od natłoku zajęć.

Zawartość postów to nic innego jak odnośniki do wartościowych treści w różnorakich formach okraszone moim krótkim komentarzem. Nie mam zamiaru wrzucać byle czego, ale zawsze coś konkretnego. Praktyczne wskazówki, materiały po których zbieram żuchwę (nie ma dolnej szczęki!) z podłogi czy też takie, które wywarły wpływ na moją organizację czasu, zachowanie, relacje. Rzeczy, o których dobrze jest pamiętać, które nadal będą wartościowe po roku i dłużej, do których zechcę wrócić. Oprócz tego standardowe posty też będą się ukazywały, a jakże. Teraz jednak pozostaje mi życzyć miłej lektury, oglądania i słuchania, a więc - ad rem oraz szczęśliwych mikołajek ;)

Sama prawda :)
> Students can’t resist multitasking, and it’s impairing their memory | text

Ogień, nóż i tak dalej. Wszystko co dobre dla naszego bobasa
> Gever Tulley - 5 dangerous things you should let your kids do | ted

Nigdy nie przeczytałem tylu komentarzy, co w tym "wywiadzie"
> AMA: narkoman z 10 letnim stażem, po 18 mies. w ośr. leczenia uzależnień | wykop

Na luzie w temacie rozwoju osobistego, posłuchać - wdrożyć - przypominać sobie
> Clark Danger - Top 8 Things I Learned in 2012: Personal Dev. | text | podcast

Pół godziny nabiera nieco większego znaczenia
> GID - The 30/3 Rule | text | podcast

29 listopada 2013

De novo

Zapewne część czytelników zauważyła, że od dobrego miesiąca nic się tu nie dzieje. To prawda, a spowodowane jest to kilkoma ciekawościami. Głównie wynika to z faktu zmiany mojego systemu wartości, gdzie początkowo blog gdzieś się zapodział. Po krótkim czasie pamięć o nim wróciła, ale mimo to postów wciąż brakowało. Kilka poprawek i ogrom nauki mnie nie opuszczał i nadal nie odchodzi ani na krok, ale to akurat żadne wytłumaczenie. W końcu wystarczy kilka minut na zawiązki posta i kolejne kilka na sprawdzenie, poprawki i opublikowanie, prawda? :)

Spędziłem trochę czasu zastanawiając się, jak chcę aby to wszystko wyglądało. Czy taka forma bloga jak dotychczasowa sprawia, że z przyjemnością bym do niego wracał? Czy szata graficzna jest przyjemna dla oka, a tym samym swego rodzaju znakiem charakterystycznym mojej osoby i tego bloga? Może przenieść się na wordpress z własną domeną w stylu "emesthedoc.com"? Czy to co piszę, będę chciał przeczytać za 3, 5, 20 lat? Jak mogę pomóc innym poprzez pisanie tutaj? O czym pisać, a o czym nie? Co warto tu umieścić? Czy w postach zawrzeć więcej faktów i konkretów na temat samych studiów, a może więcej luźnych przemyśleń, śmiesznych historyjek czy zabawnych dialogów bądź też porady dla nowych studentów medycyny i nie tylko?

Wiele pytań, na większość znam już odpowiedź i mam pewien obraz tego jak będę to realizował w najbliższej przyszłości. Jeśli jednak ktokolwiek miałby chęć dodać coś od siebie do tej dywagacji czy opinii na temat moich przemyśleń - śmiało, jestem otwarty na wszelkie propozycje.

31 października 2013

Świąteczne innowacje

Czy był ktoś ostatnio w Biedronce? Też widzieliście te wielkie reklamy "Płać telefonem!"? Zdziwiłem się bardzo takim stanem rzeczy. Jak to tak, żeby Najbardziej Renomowany Studencki Market zrobił coś nowego oprócz gratisowej parówki w Berlinkach? Wielka ciekawość w mej duszy wtedy w jednej chwili powstała. Po wyjściu ze sklepu zdążyłem już jednak o tym zapomnieć, aby po tygodniu wrócić do tematu.

Śmigam mobilnie po internetach, a tu PeoPay w Top Aplikacji na mój telefonik. Pobrałem i poleciałem do mamuśki z zapytaniem o co biega i tu ciekawostki i różne takie rzeczy. Koniec końców wygląda to bardzo fajnie i może choć po części uwolnię się od tych 10kg metali w portfelu. Czy ktoś już tego próbował? Jak działa? Panienki za ladą potrafią współpracować czy raczej robią wielki wytrzeszcz i same się mnie pytają "Ale o so chossi?"

*Wpis nie zawiera żadnego lokowania produktu. Ale jak coś jest dobre, lub ma szanse takie być, to trzeba chwalić, promować i ten teges.

21 października 2013

Click "Share"

Nie toleruje się w Lublinie wyścigu szczurów. Nie ma miejsca na notowanie specjalnymi metodami antypirackimi zapewniającymi bardzo małą lub żadną czytelność tekstu po skserowaniu. Jakie to można wymyśleć cuda i dziwy? I po co?

Pożyczamy sobie notatki, książki, ksera, czaszki, cokolwiek. Jeśli ktoś o coś poprosi, zazwyczaj to dostaje - np. temat ćwiczeń, zdjęcia wykładów, konkretne notatki. Brak jednak skrajności i mało kto wrzuca materiały zaraz po wejściu w ich posiadanie, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Nie liczę tu gorącego towaru - najświeższa prezentacja z immunów, którą każdy by chciał mieć przed wejściówką jest wrzucana z automatu, bo wiadomo, że wszystkim się przyda. Oby było tak dalej do końca studiów i o jeden dzień dłużej. ;) 

17 października 2013

Garść druga nowości

Immuny w formie prawie czterogodzinnej prezentacji i naszej aktywności polegającej na przeczytaniu slajdów. Tak było na pierwszych zajęciach. Na drugich podobnie, z tą tylko różnicą, że asystentka przynudzała o wiele skuteczniej i na koniec wymagała od nas czegoś więcej niż umiejętności czytania ze ściany i ze swoich notatek. Zobaczymy jak będzie na kolejnych ćwiczeniach, bo asystenci nie są przypisani do grup tylko do danego tematu, więc praktycznie każde mamy z kimś innym. 

Wytryskiem "novum" są, podobnie jak na patofizjologii, wejściówki pisane z materiału z ćwiczeń poprzednich. Ot, taka odmiana po fizjologii, kiedy to najpierw piszemy wejściówkę, a później słuchamy prezentacji o tym samym. A na immunach właśnie odwrotnie. Początkowo byłem zdania: "Wspaniale! Cóż za mądre posunięcie!". I po późniejszym zawahaniu, dalej jestem tego zdania ;) Za kartkówkę maks. 2 pkt (7-8 prawidłowych odp. daje 1pkt, 9-10 - 2pkt), za aktywność też dwa. I to wszystko dolicza się do punktów z egzaminu końcowego. Lepsze to niż fizjo i pisanie rozbójnika przy niedostatecznej sumie punktów z wejściówek.

Pierwsza patofizjologia została nam odpuszczona. Parentuje nam młody asystent, który wydaje się być OK, jeśli można coś w ogóle powiedzieć na podstawie rozmowy telefonicznej. Na drugiej dowiedzieliśmy się, że będzie luzik. I jest. Ale i tak czytam i się uczę, bo egzaminu nikt za mnie nie napisze.

Mikrobiologia numer jeden również przemknęła tak sprytnie, że jej nie było. Kolejna pokazała przedmiot w jasnym świetle. Charyzmatyczny asystent z własnym filozoficznym podejściem do przedmiotu i nauczania dał do zrozumienia, że uczymy się dla siebie. Później może nie wystarczyć czasu na nauczenie się tego materiału: "Jak nie teraz, to kiedy?". W przeciwieństwie do innych grup, nasza nie czyta ze ściany, a rozmawia z asystentem. Wszystko przyjmuje o wiele bardziej praktyczny tor - zamiast marnowania (nie oszukujmy się, taki już urok PowerPointa) czasu przy prezentacjach, dyskutujemy o danym problemie z tematyki zajęć. Poprzednio wystąpiły ciekawostki takie jak np. dlaczego wskazanie dla pacjenta pt. "Proszę tu nalać mocz. Ze środkowego strumienia" jest idiotyzmem podobnie jak "Czym leczycie X na chirurgii?".

Na psychologii nauczano o teoriach Freuda i behawioryzmie, ale zdarzało się też ujrzeć elementy zahaczające o nowsze badania. Czasami przewinie się coś ciekawego, ale gdzieś tak połowa to nuda - szczególnie, że o większości dowiedziałem się lata temu samemu zagłebiając tajniki relacji międzyludzkich i psychologii człowieka.

Elementy profesjonalizmu to póki co oglądanie filmów i dyskutowanie o przygodach z naszych wakacyjnych pratyk. Ostatnio jednak dowiedzieliśmy się sporo o uśmiechu i mowie ciała, która może nam pomóc w tworzeniu lepszych relacji z pacjentami i nie tylko. Lubuję się w tych zajęciach ;) 

Na informatyce ze statystyką wypełniamy tabelki mnogością funkcji "JEŻELI" w tempie R2D2 z Gwiezdnych Wojen. Po tych zajęciach świętujemy oficjalne rozpoczęcie weekendu. Yeeeeeaaa

13 października 2013

Fiz oraz Bio, na nowo

Pierwsze zajęcia za mną. Fizjologia po staremu z odnowionym personelem - teraz pora na zboczoną babeczkę uwielbiającą Bruce'a Willisa i pana z hamerykańskym akcęntem. Trochę podobnie do englisza spotykanego np. w filmie o Kargulu, Pawlaku i ich wycieczce za wielkie wody. 

Katedra biochemii z kolei nieco pozmieniała sposób przeprowadzania ćwiczeń. Z góry narzucone terminy małych kolosików to odmienność od przekładanych wejściówek, których terminy i samo przeprowadzenie zależało całkowicie od prowadzącego. Dodatkowo, ku uciesze wszystkich studentów, po wszystkich doświadczeniach wypełniamy protokoły z opisami "Co, jak, dlaczego i po co?", coś na wzór biofizyki i jej sposobu dokumentacji tego całego burdelu, którego nikt nie ogarnia. Manną z nieba okazał się skrypt studentów z naszej uczelni, w którym jest wszystko i pod wymagania. Dzięki, ooo dzięki! Przepustka do nieba <3

Całkowite nowości to immunologia, patofizjologia, mikrobiologia, socjologia, elementy profesjonalizmu, psychologia i statystyka. O nich wkrótce.

10 października 2013

Od ucha do ucha

Zaczynam rano. Pobudka, 8 min brzuszków i rozciąganie. Krótki wysiłek zawsze przyciąga trochę hormonów i pogodę ducha. Śniadanko, powtórka z biochemii i lecę na zajęcia. Biochemia, sprawdzian. Nikomu niepotrzebny (chyba że chce zerówkę), ale i tak go piszemy. Coś tam napisałem, więcej się pośmiałem. Po ćwiczeniach praktycznie weekend. Za półtorej godziny elementy profesjonalizmu, dzisiaj o uśmiechu, mimice i ogólnie gestach w relacjach międzyludzkich. Na koniec filmik z metra z rozbawionym wagonem, który wszystkim poprawił humor. 

Wracam do domu w dobrym nastroju i im dłużej idę tym bardziej cieszę się ze wspaniałej pogody. Odrabiam pracę domową z EP i do wszystkich wyjeżdżam ze szczerym uśmiechem, tak jak to zwykle każdy mnie widzi - radosnego. Za kilka dni mam z Paulą rocznicę, więc po patofizjologii idziemy do Olimpu.

Pierwszy Apart. Srebrne obrączki, od razu wpadła nam w oko jedna para. Poszukaliśmy w całym centrum innych opcji, ale przy każdej jednogłośnie decydowaliśmy, że każde kolejne są bez jakości i charakteru. Miłość od pierwszego wejrzenia normalnie. W Aparcie kupiliśmy srebro i, o radości ze zdziwieniem, mamy 25% zniżki. Uśmiech i lecimy do mnie zostawić rzeczy.

W ciągu tych paru minut w domu pod bramę podjechał listonosz z przesyłką. Niesamowite. Paczka była wcześniej, ale właściciel nie chciał odebrać, bo zapomniałem mu o niej powiedzieć. No nic, trudno, miałem po nią podskoczyć jutro. Surprise. Listonosz przywiózł blender, na kolację będą smakowite naleśniki z jeszcze pyszniejszymi koktajlami owocowymi. Pycha.

Cały dzień radości. Nie mogłem się powstrzymać, musiałem przelać to na "papier" i przypomnieć sobie jak to fajnie skrobnąć coś na bloga ;)

24 września 2013

Breslou Vilkommyn

Wyjazd o 8 rano z Lublina, kierunek Wrocław. Po ponad siedmiu godzinach razem z P. i G. polskie koleje przywiozły studenty na miejsce. W przeciwieństwie do legend o PKP (czyli "Panie! Pociąg przyjedzie kiedy przyjedzie." nabytym po kilkukrotnym tripie nad morze za młodu) teraz wręcz młody Maciej się z tą spółką polubił i jak dotąd wszystkie te szynowe powozy usługiwały mu jak należy.

Wieczorem studenty wyszły na miasto i zobaczyły Nasyp, gdzie się piwa napiły, a później na Wyspę Słodową, gdzie też się piwa napiły. W czasie tegoż wspomagania pracy nerek pogoda doszczętnie studentów zmokła. Ale co tam, idom dalej. I tak przeszły po ciemku pół miasta zwiedzając przy okazji centra handlowe i przydrożne zabytki. Małe krasnale (no karły takie, że nie mogę), grupkę panów wchodzących w beton i wychodzących z betonu, kościoły, katedry i Wrocławski Uniwersytet Humanów (od human - człowiek). Aż nadejszła chwila, gdy kobity rzekły "Dość. Do domu idziem, bo zimno!".

I poszli my.

5 września 2013

Nolife

Podsumowując to, czego nauczyłem się na praktykach wakacyjnych dochodzę do wniosku, że jestem w stanie częściowo zagwarantować Kraśnikowi specjalną terapię noł-lajfową. W czasach kiedy jeszcze razem mieszkaliśmy jego pragnienie z głębi duszy brzmiało: "Chciałbym uczyć się cały dzień. Podpiąłbym sobie jakieś rurki i nie musiałbym wtedy jeść i pić ani łazić do kibla. Nic prócz nauki."

Wenflon założyć potrafię, więc podpinamy do żyły i git. Wiem jak podłączyć kroplówkę i co mniej więcej zawierać powinna - jedzenie z pragnieniem załatwione. Cewnik facetom zakładałem już kilka razy, zarówno tym z prostatą jak i bez, także latanie do kibla z moczem też odpada.

Ewentualnie dodatkowo jakieś witaminki czy coś innego dla zachowania dobrej żywotności. Nie pojąłem teorii stomii czy innej recepty na wiadomą cięższą sprawę. Wychodzi na to, że dostałby kilka multiwitamin dożylnie (o ile takie są) czy w formie kapsułek (tyle, że na pusty żołądek) i co dłuższą chwilę do kibelka na momencik. I do tego jakieś duuże worki na wszystko coby ich nie trzeba było zmieniać zbyt często.

Chyba starczy.
Tadaaam.

1 września 2013

Warkocz na czole

Jak różne drogi od wujka Google mogą prowadzić do tego miejsca? Oto ciekawsze wyniki, od najpopularniejszych:
- odbytnica
- kisiel w majkach
- zwieracze
- skrzynka piwa
- atlas osadu moczu
- banan w mordzie
- bochenek chleba
- co oznacza skrót wc
- czarny człowiek
- czerwone durexy
- czerwony smok
- czym się różni wf u chłopców a u dziewczyn? u was też tak jest?
- do sukcesu nie ma windy trzeba zapierdalać schodami
- durex
- durex czerwone
- durex durex zielone
- dzien geja rainbow
- dół jak chuj
- gówno
- kolorowanki trudne
- nie spać zwiedzać zapierdalać tekst
- noże ceramiczne biedronka
- orgie w myjni 2
- poradnik nowoczesnej czarownicy
- stół z powyłamywanymi nogami
- talerz kolorowanka
- trudne kolorowanki
- warkocz na czole
- łechtać
Skąd tyle durexów i kolorowanek? Tego nie wiem. Wiem za to, że nie mam nic wspólnego z "Orgiami w myjni 2".

    29 sierpnia 2013

    Au revoir

    Dzisiaj ostatni dzień. Kończymy wcześniej i idziemy do domu. Podpis dostaliśmy od kochanej pani oddziałowej, która wzruszyła się nieco podczas pożegnania. Wychwalała pod niebiosa, dziękowała, zapraszała, przepraszała i jeszcze dziękowała i życzyła zdrowia i szczęścia i pomyślności. Dostała od nas Rafaello wyrażające więcej niż tysiąc słów więc rozmowa się skończyła i poszliśmy.

    Tu opatrunkowa na urlopie, tam magazynowa na Rodos (rodzinne ogródki), inna pielęgniarka na Karaibach, i jeszcze salowa z dzieciakiem - nic dziwnego, że nasza pomoc się przydała. Dobrze też dla mnie i P., bo często sami mogliśmy pokłuć i dużo zostawało dla nas. Nie wszystkich, bo u niektórych nie dałem rady, jak u jednej pacjentki, gdzie główne naczynia są jak włosowate, u innej w ogóle żadnych nie widać a i wyczuć ciężko.

    Wstąpiliśmy jeszcze do pokoju socjalnego z kupą pielęgniarek i im także podziękowaliśmy za wszystko. Dla nich z kolei alpejskie mleczko. Prezent już na stole leży, a tu surprajz i robimy wymianę. My dajemy Milkę, a oni nam Wedla. No i mamy ptasie mleczko kokosowe, którego nie ruszam. Niedobre. :)

    Po praktykach trzeba było zanieść kwity do pielęgniarki z grona naczelnych, ale że poszła na zebranie to i my się zebraliśmy. Rowerkami ruszyliśmy do centrum handlowego na romantyczny kebab we dwoje. Mięsko mniam.

    26 sierpnia 2013

    Żywiec z ciastem

    Wywiad chyba czasami przybiera formę pielęgniarka vs pacjent.
    - Czy ma Pan chore nerki?
    - Piwo piję
    - ...
    - Przecież piwo jest dobre na nerki, więc mam je zdrowe
    - Jakby było zdrowe to zaraz by się nam tu Żywiec na urologii rozstawił
    Ksiądz odwiedził punkt pielęgniarski z częścią personelu pałaszującą pokarm (w tym ja).
    - Proszę księdza, niech ksiądz się częstuje
    - Dziękuję, to nie dla mnie. Ja jestem ciastem. Nie powiem, że ciachem, bo wiem co to znaczy
    Doktor i pacjentka z brzuchem jak w ciąży, ale była po menopauzie.
    - Pani to zawsze taka gruba była czy ostatnio tak wzdęło?
    - Panie doktorze, ja to zawsze taka gruba byłam

    24 sierpnia 2013

    Block

    Po kilkukrotnym obejrzeniu laparoskopowej cholecystektomii czy niedoświadczeniu niczego na operacjach tarczycy prawdę pisząc odechciewa się tam uczęszczać. Nie ma po co stać jak pała i jak ta samotna pała, nie widzieć nic i nie robić nic. Ewentualnie jeśli jest jakiś ciekawy czy nieznany nam zabieg to wpadniemy. Zwykle po wycięciu różnorakich kiszek i innych elementów ludzkiego jestestwa głównodowodzący doktor chirurg pokazuje nam z czym tym razem mieliśmy do czynienia. Jeśli go nie ma to jedna z pielęgniarek na "prośbę ze słodkimi oczkami" zareaguje pokazaniem nam tych wycinków.

    Ciekawostka. Jeden z grona wyciętych pęcherzyków żółciowych (potocznie woreczków) był na tyle duży, że ze zdziwieniem patrzyłem jak przechodzi przez otwór wykonany zaraz pod pępkiem. Po zakończonym zabiegu dr A rozciął tę małą sakiewkę, a ze środka wysypała się porządna garść żółtych kamyków, co nie zdarza się zbyt często w takiej skali. Na innych zabiegach tego rodzaju było zwykle tylko po kilka małych, czarnych czy żółtych grudek.

    Poszerzone usunięcie macicy czyli dodatkowo z sąsiadującymi węzłami chłonnymi. Pacjentka z rakiem trzonu i pakietem dodatkowych chorób, w tym kilku po-alkoholowych. Dotychczas najdłuższa wizyta na sali z jaką miałem do czynienia. Udało nam się tedy wspomagać chirurgów siłą woli przez ponad dwie i pół godzinki. Na koniec dostąpiło mnie "szczęście" zobaczenia wyciętej macicy. Całkiem mała, spodziewałem się większej - rozmiar "jak na dłoni".

    20 sierpnia 2013

    Nie ma życia bez picia

    Ostatnio na oddziale leżał pacjent z ostrym zapaleniem trzustki. Jak się później okazało - często sobie popijał narodowy polski trunek, tak jak to najczęściej wychodzi u pacjentów z pancreatitis. A co ten nasz klient wyprawiał, gdy przyszedł czas na zespół odstawienia.

    Rezydując na SWN i będąc objętym ciągłym monitoringiem wciąż tylko rwał się i szarpał, zrywał kable i kroplówki. Nawet przywiązany do łóżka nieźle rozrabiał - w jednej chwili wszystko dobrze, a za minutkę pacjent prawie że kręci fikołki pod łóżkiem. I krzyczy co chwila raz o Krysię, raz o Marysię, a potem o to, że chce już wyjść z kopalni.

    Po kilku dniach wszystko się uspokoiło, a nasz oddziałowy awanturnik dostał reprymendę od ordynatora. Ciekawe czy dalej ciągnąłby swoje zwyczaje, gdyby zobaczył jak wygląda jego organizm od wewnątrz miejscami wyniszczony po wódce.

    15 sierpnia 2013

    Pierwsze dni

    Zacząłem w czwartek, pierwszy dzień sierpnia. Od samego początku dużo się działo jak na głowę świeżego praktykanta, który nie wie prawie nic o nieteoretycznej stronie zawodu. W większości dostawaliśmy grupowe zlecenia, żeby jedna osoba nie zagubiła się w troszkę skomplikowanym planie szpitala. I w ten sposób odwiedziłem laboratorium z próbkami krwi i skierowaniami gratis, oddział patomorfologii z wycinkami ciała ludzkiego (najczęściej zawierającymi komórki nowotworowe), aptekę, gdzie wydaje się płyny i leki dla oddziału (wózek z półkami na ciecze, a wózek z marketu na tablety i ampułki).

    Jeden pacjent został ofiarą mojego pierwszego wenflonu z asystą pielęgniarki oddziałowej. Wyjmowaliśmy też cewnik u bardzo miłego pana, a później obserwowaliśmy zakładanie wkłucia centralnego na sali wzmożonego nadzoru (SWN). Kilkoro pacjentów powoziłem wózkiem na USG czy prześwietlenie i jedną pacjentkę na blok operacyjny piętro niżej. Kto wymyślił blok na innym piętrze niż oddział chirurgii? Jedyne usprawiedliwienie jakie widzę to oddział ginekologii i położnictwa na poziomie z salami operacyjnymi. Pewnie jak kobieta rodzi w komplikacjach to trzeba od razu pędzić na salę, a nie czekać na windę, która nawet z kluczem może jechać dość długo.

    12 sierpnia 2013

    Start

    Początkowo było nas więcej jako lipcowo-sierpniowy mix. Kilka dni później wykruszyła się resztka niedobitków, jednak dzięki pełnym uprzejmości dziewczętom z poprzedniego miesiąca zostaliśmy obdarzeni pełnią porad pomocną w szybszym wdrożeniu się w nowy temat. Ostatecznie zostaliśmy we trójkę - ja, P. i A. - koleżanka z pielęgniarstwa, która pobyła tu przez tydzień, by następnie z gorzkim żalem opuścić nas kierując się na oddział rehabilitacji. Czasami odwiedza nas O., która z kolei odpoczywa podczas praktyk chirurgicznych. Jest na tyle wspaniała, kochana i miła, że co jakiś czas zabiera nas na blok operacyjny, na który pierwszoroczni zwykle nie mają tutaj wstępu.

    10 sierpnia 2013

    A za chwilę...

    Po Krynicy miał być wypad nad jeziorko. Z wypadu nad Białe wyszedł wyjazd na Mazury, a później inny wyjazd itd. itd. Teraz pomagam w szpitalu na praktykach razem z mieszkającą u mnie P. (tymczasowo ^^). Ponad tydzień pełen medycznych ciekawostek już minął, więc w nadchodzącym czasie sypnę tu kilka z nich plus garść informacji w stylu jak to zwykle wygląda i o co chossi. Stay tuned & relaxed.

    16 lipca 2013

    Wakacyjny rym

    Emigruję do Krynicy,
    gdzie obok Muszynianka.
    Może trochę jestem stary,
    ciągle jednak chyba jary.  
    Popasę się na zielonej z łąk trawce,
    odpocznę chwilę na krynicznej ławce.
    Kolejno do Słowacji na pobliskie szczyty,
    może dla relaksu też na basen okryty. Pokorzystam z wakacji wolnego,
    odmiany od życia studenckiego.
    Wrócę jak będę z powrotem,
    Na pytania i wnioski odpowiem - potem.

    13 lipca 2013

    TeBeFau Omega

    W segmencie 2 pokoje 2-os, łazienka i kuchnia. Miejsce w 2-os kosztuje 450 zł za czynsz i 85 zł jako zaliczka na media. Alternatywa dla studentów, którym życie w akademiku wydaje się zbyt niespokojne, a stancja z kolei zbyt monotonna. Wyjście pośrednie - blisko do uczelni i akademików UM z ich ławeczkami, dużo kontaktu z innymi ludźmi, imprezować wciąż można, a wszystko jest spokojniejsze i mamy lepsze warunki do nauki.

    Rok w TBV udał się nam całkiem nieźle - aż tak bardzo na naszą czwórkę się nie skarżono. Segment w akademiku okazał się być małym mieszkaniem, z dodatkowym otoczeniem innych młodych studentów, głównie zagranicznych. W czasie naszego lokatorzenia mieliśmy tam dość dużo przygód, kilka ogromnych imprez, dwa połamane łóżka oraz brak okna w kuchni. Sąsiedzi okazali się spokojniejsi od nas samych, przez co na każdej imprezie napływało do recepcji kilka skarg. Częściowym rozwiązaniem okazało się zapowiadanie imprezy w biurze - wtedy dostajemy kwitek do wypełnienia i podpisania przez sąsiadów z każdej strony segmentu. Dodatkowo jeszcze lista gości z limitem 15 osób (którym zwykle nie ma się co martwić^^).

    Ogólnie jednak panował spokój i nie mieliśmy większych problemów z hałasem w czasie nauki. Czasem zdarzało się, że Chińczyki z góry robiły imprezę na tygodniu albo Hiszpanie z dołu słuchali zagranicznego disco polo. Najczęściej, zamiast się denerwować, lepiej jest w tym czasie odpocząć bądź coś zjeść. Zwykle przed 22 było już spokojnie, jeśli nie - zawsze miałem słuchawki, na których puszczałem sobie deszcz bądź muzykę klasyczną.

    W tym roku szukamy w trzech mieszkania do wynajęcia. Jednoosobowe pokoje w cenie dwójki w TBV zachęcają, jednak trzeba się nieźle naszukać, aby znaleźć dla siebie odpowiednie. Razem z M. i Ł. takiego jeszcze nie udało się nam znaleźć.

    9 lipca 2013

    Literatura anatomiczna

    W Lublinie obecnie oficjalnym podręcznikiem jest Gray. Dodatkowo będziecie używać Bochna, Skawinę, Wójtowicza, Narkiewicza, Fixa i atlasy oraz masę skryptów i notatek. Oprócz mianownictwa polskiego obowiązuje angielskie bądź łacińskie, z powoli postępującym naciskiem na English. Sam wolałem łacinę, bo jest o wiele bardziej logiczna i praktyczniejsza, a także ma w sobie "to coś".

    Gray - dno. Książka miałaby taką samą wartość merytoryczną bez większości tekstu, w którym jest mnóstwo błędów i rozbieżności w stosunku do Bochenka. Warto się jednak w niego zaopatrzyć, głównie ze względu na świetne rysunki naprawdę pomagające w zrozumieniu i zapamiętaniu wielu rzeczy. Do tego aspekty kliniczne, które każdy będzie musiał znać. Kilkoro asystentów traktuje Gray'a jako jedyną właściwą książkę w pierwszym semestrze. Mój asystent polecał używać go wtedy jako atlas.

    Bochenek - świętość. Obszerne tomiska, po ujrzeniu których tylko westchniecie przypominając sobie jakie studia was czekają. Wiem, że na pierwszy rzut oka wydaje się być tego mnóstwo. Dobrze myślicie. I właśnie z powodu ogromu, warto przyswoić sobie zawarty tam materiał. Powinniście przeczytać całość choć raz, co przyda się zarówno na dopytywaniu podczas egzaminu, jak i zafascynuje anatomią. Praktycznie niemożliwe jest ogarnięcie wszystkiego, ale sama znajomość tego, że "coś o tym było w Bochnie" to dużo. Wtedy trochę inteligencji i umiejętności kojarzenia potrafi zdziałać wiele. Pomadto wśród tekstu znajdziecie świetne rysunki, z których części nie ujrzycie w żadnym atlasie. Z drugiej strony, mnogość ciekawych dopowiedzeń często potrafi też nieźle wkurwić, szczególnie np. o ciśnieniu wewnątrzbrzusznym u ptaków i jego wpływowi na ich umiejętność spania na stojąco :) Dla otuchy dodam, że część rzeczy takie jak większość rozwojów, budowy histologicznej i połowę pierwszego tomu można spokojnie pominąć. Podsumowując, gorąco polecam.

    Skawina - notatka. Tak właśnie była określana przez większość studentów. Wiele wypunktowanych informacji, które w takowej formie są dla części studentów łatwiej przyswajalne. Zawiera jednak trochę błędów i elementów "swojej własnej anatomii", na które szczególnie trzeba uważać. Asystenci w większości nienawidzą tej książki. Dlaczego - tego nie wiem. W każdym razie znają różnice między Skawiną a Bochnem i są w stanie powiedzieć z czego się uczyliście. A wtedy marny wasz los. Warto kupić używaną z dopiskami i poprawkami nałożonymi przez starszych kolegów.

    Wójtowicz - niepozorny. Podstawy anatomii człowieka. Książka, która jest podstawową lekturą na większości kierunków typu pielęgniarstwo, ratownictwo medyczne itp. Tytuł i objętość wprowadzają jednak w błąd. Znajomość Wójtowicza na blachę na egzaminie często gwarantuje nawet ocenę dobrą (słowa prof., asystenta z drugiego semestru). Zawiera podstawy, których często brakuje nawet najlepszym. Dodatkowo przystępnie opisuje np. mięśnie - jest to co trzeba i nic więcej. Obowiązkowo czytając używamy przeróżnych markerów i podkreślaczy, bez których ciężko się połapać, gdzie co jest.

    Narkiewicz - mix. Wartość merytoryczna na poziomie nieco wyższym od Skawiny, od której jest też bardziej przystępny. Pisany w formie "bochenkowej" czyli litego tekstu, z okazyjnie występującymi wypunktowaniami. Używałem rzadko. Polecam wtedy, gdy naprawdę nie ma czasu na Bochenka, a Skawina odrzuca nas na kilometr.

    Skrypty - łaska. Spadły z nieba od starszych studentów. Niestety, żaden nie jest idealny i każdy zawiera większą ilość błędów. Najczęstsza forma skryptów to rozpisane pytania egzaminacyjne, których z anatomii jest ponad pięćset. Jeśli ktoś ciekaw, który z obecnie dostępnych wydaje się być najlepszym - piszcie, a wrzucę go na jakiś hosting plików.

    Atlasy - pomoc. Niezmiernie przydatne przy nauce topografii narządów, naczyń i nerwów. Mięśnie są zwykle pokazywane i opisane w sposób znacznie ułatwiający zapamiętanie ich położenia, przyczepów, funkcji oraz unerwienia i przynależności do grup. Moimi absolutnymi faworytami są tutaj Gilroy oraz Sobotta, których wersję językową pozostawiam wam do wyboru. Sam na początku myślałem, że z atlasem obcojęzycznym nauka nomenklatury łacińskiej czy angielskiej przyjdzie mi łatwiej. Przed egzaminem spróbowałem jednak wersji polskiej i okazała się zaskakująco bardziej przystępna od poprzednich. Dodatkowo, raz na jakiś czas, można przejrzeć fotograficzny atlas anatomii pomocny w praktyce i pracy na zwłokach (np. McMinn).

    7 lipca 2013

    Cholerstwo

    Na pewno was już to spotkało. Depresja, nerwica czy jak to nazwać - niechęć do robienia czegokolwiek z dodatkową niechęcią do nicnierobienia. Leżę. Nie chce mi się. Poczytam, po kilku stronach już wysiadam. Nawet Hirołsy nie pomagają. Młody woła do basenu. Nieeeee, juuutro. Z koleżanką z klasy na piwo. Nieeeeee, później. Tylko tak leżeć mordą zwróconą do szpary w kanapie. I jeszcze rozmyślania na temat czemu się mi nie chce. Ale jest lekarstwo.

    Lekarstwo to START. Recepta: zacznij robić cokolwiek. Włącz muzykę, na chwilę. Zobaczysz, że zostanie tak na dłużej. Poruszaj się, przez pół minuty. Zanim się obejrzysz, zrobisz cały plan - rozgrzewkę, i zaraz przejdziesz do dalszych ćwiczeń. Teraz z górki, aż na klawiaturę cisną się pseudo-rymy:

    Fajna ta książka.
    Spoko ten film.
    Całkiem jest niezły
    dzisiejszy dzień.

    5 lipca 2013

    Rok I - Anatomia

    Kobyła I roku. Każdemu weszła głęboko w tyłek, za co można ją lubić bądź nie. Przedmiot fascynujący. Jeśli się nim nie oczaruje to wszystko przyjdzie o wiele trudniej. Zwłoki - rewelacja, teoria - to samo. Tak, jest dużo materiału. Bardzo dużo. Lecz znajomość tego wszystkiego rekompensuje wszystko inne. Wkuwanie materiału potrafi nieźle zniechęcić, ale umiejętność skojarzenia budowy z działaniem (z fizjologii), aspekty kliniczne, ciekawostki czy odpowiedzi na odwieczne pytania z dzieciństwa potrafią o wiele bardziej zachęcić. Poza tym, sama znajomość tematu przydaje się w życiu codziennym - wiadomo co gdzie leży, co może boleć, co można złamać, na co uważać. A czasami, po prostu frajdą jest znać ten temat. Wiecie, że poranny wzwód bierze się z wypełnionego pęcherza moczowego uciskającego, znajdującą się pod nim, prostatę?

    Przez cały rok, trzy razy w tygodniu. Zajęcia w prosektorium, najczęściej w formie rozmowy z asystentem. Dodatkowo do wyboru, zależnie od prowadzącego: odpytywanie przy stole bądź w trójkach na korytarzu, kartkówka, praca na zwłokach, mniejszy wykład (poza godzinami normalnych wykładów), wizyta wolontariuszy (starszych studentów).

    W pierwszym semestrze spotkałem nieco mniej wymagającego asystenta z podejściem "u mnie nie zdać kolokwium to wstyd". Było przyjemnie, dużo pracowaliśmy na zwłokach. Mało kartkówek, mało odpytywania. Wolontariuszy żadnych. Kolosy to muzeum, zwłoki i kilka pytań na korytarzu w trzyosobowych grupach. Niestety, tak to już jest, że jak nikt nie przyciśnie to najczęściej uczy się mniej. Odczułem to na sam koniec. Z drugiej strony, dzięki dużej ilości praktyki, nie musiałem się martwić tą częścią egzaminu tak jak niektórzy.

    Drugi semestr był zwrotem o 180 stopni, pod skrzydłami profesora, który był ostatnim na liście życzeń. Obawy okazały się nietrafione, szczególnie pod koniec roku, kiedy na wierzch wychodziły prawdziwe powody, dla których doświadczyłem tylu łabędzi wśród ocen, tylu upomnień, tylu dawek kortyzolu. Kartkówki dwa razy w tygodniu, dodatkowo odpytywanie na każdych zajęciach. Profesor często tłumaczył różne zagadnienia, dzięki czemu łatwiej było zrozumieć rzeczy nie do zrozumienia. Pomimo płaczu i zgrzytania zębów, jestem mu wdzięczny za wszystko - wtedy naprawdę czułem, że wiem o co chodzi.

    Egzamin to test, praktyka i ustny. Test -100 pytań na 90 minut. Próg w okolicach 50-60%, średnio tak ustawiony, żeby zaliczyło 2/3 roku. Forma praktyki zależała od asystenta, z którym miało się egzamin. Do wyboru: muzeum, kości, narządy i zwłoki. Muzeum - numerki na kartkach z rysunkami preparatów. Kości - co to za kość, lewa czy prawa. Zdarzały się pytania o przyczepy mięśni czy różne guzowatości. Narządy - co to za narząd, jeśli parzysty, to lewy czy prawy. Można trafić na zadanie wskazania jakiegoś elementu. Najważniejsze w znajomości to: całe serce, które to płuco i dlaczego, która to nerka i dlaczego. Ustny - 10 pytań (ustawowo, często część jest pomijana) z 10 kopert z różnych działów: kości i stawy, mięśnie, ukł. trawienny, ukł. moczowo-płciowy, ukł. oddechowy, żyły i chłonka, serce i tętnice, OUN, nerwy czaszkowe, obwodowy UN z narządami wewnątrzwydzielniczymi i zmysłów. Na galowo, nie zakładajcie więc białych laczków.

    Cieszę się, że anatomię mam już za sobą. Wiem, że czeka mnie w życiu wiele cięższych rzeczy, ale po zdaniu tego przedmiotu naprawdę można być z siebie dumnym.

    2 lipca 2013

    Wakacje

    Można by rzec, że oczywista rzecz. Kilka wolnych miesięcy następujących regularnie po roku nauki. Podobne do ferii zimowych, wolnych majowych i innych świętowych, lecz dłuższe. Jednak nie o to chodzi i nie czas trwania wyróżnia letnią labę od innych. 

    Wakacje bez poprawek mają w sobie tę cechę, bez której wszystkie pozostałe wolne dni są praktycznie nic nie znaczące. W ten piękny okres mogę w końcu, ostatecznie, za przeproszeniem, mieć wyjebane. Mogę poleżeć skąpany w fotonach, mogę czytać co zechcę, mogę wyjechać gdzie mnie poniesie, mogę wyjść na piwo i wrócić w nieokreślonej przyszłości, mogę pomóc rodzinie, mogę odwiedzić dziewczynę, mogę pochasać jak rusałka wśród zielonych traw. Mam wybór. A w głowie spokój, bez niepotrzebnych myśli. 

    25 czerwca 2013

    Władca Chaosu

    Na początku wakacji nadchodzi dla mnie czas porządków. Jak co roku przeczyściłem już komputer, telefon, a szafki są w trakcie przemiany. Tym razem jednak moje podejście do tej kwestii wygląda inaczej. Ile razy wszystko sprzątamy, co chwilę odkładając rzeczy, które "może się kiedyś przydadzą", na bok? Tylko po to, aby przez kolejne lata robić z nimi to samo. I nie użyć ich nigdy, nawet kiedy są potrzebne. A gdy już przydałyby się w danej chwili, najczęściej nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia.

    Tegoroczne porządki są inne. Wyrzucam wszystko. Papiery, kserówki, niepiszące długopisy (nie zostawiam ich "bo przydadzą się jak będę miał wkład") i całą resztę. Część chaosu oddaję mamuśce, niech robi z nimi co zechce - stare książki, teczki, czysty papier. Zostawiam to co pójdzie na sprzedaż oraz te rzeczy, których istnienie ułatwi moje istnienie. Z telefonem tak samo, wypad zrobiła połowa aplikacji. Komputer - także. W imię szybszej, sprawniejszej i "czystszej" pracy.

    Na bok odkładam tylko sentyment. Umieszczę go w pudełku, aby powrócić po latach i przypomnieć sobie jak inny będę od osoby, którą jestem dziś.

    20 czerwca 2013

    O radości iskro bogów

    Anatomię mogę już spokojnie zostawić daleeko za sobą i w ciemnych zakamarkach pamięci. Dziękuję, do widzenia, idę świętować i się pakować. Kto szczegółów ciekaw - niechaj pyta, a odpowiem :)

    18 czerwca 2013

    Uehquauauaaueue aaa

    Test zaliczony nawet lepiej niż sobie wyliczyłem. Tylko teraz taaaak się nie chce nic robić, po prostu mózg się przegrzewa. Przed chwilą M. zapytał się mnie dlaczego klęczę w pozycji "do Allaha", a ja dopiero wtedy zorientowałem się, że mój czerep jest już pełny i próbuje odreagować na zmianę obijając się o poduszkę i kaloryfer.
    Aby tylko do tego ustnego. I już się dowiedzieć czy pod koniec sierpnia będzie się uczyło przez tydzień czy nie. Wyprowadzić się i wrócić do domu.

    15 czerwca 2013

    100/90

    Test napisany. 100 pytań od A do E, minut 90. Nie byłby trudny, gdyby siedziało się w domu i patrzyło całkiem spokojnie i w ciszy na wszystkie pytania. A tak to o głupie błędy nietrudno. Zdarzyło mi się zapomnieć o tym, że siatkówka to nie to samo co pole widzenia, a z kolei czytanie o nerwie przeponowym myśląc o błędnym przyszło z łatwością.
    Zdać może się uda, a jak nie to nie ma tragedii. Teraz nadal się uczę, tym razem do ustnego i praktyki, które mam w czwartek. Wyniki z testu we wtorek. Dopuści czy nie dopuści, o to jest pytanie.

    9 czerwca 2013

    Closer

    Praktycznie jeszcze chwila do egzaminu. Ogrom. I weź tu człowieku ogarnij to wszystko bez systematycznej nauki - impossible. Niestrudzenie gnam do przodu. 

    Żartuję. Co jakis czas mam dość, rzucam wszystko w cholerę i odkładam na bok. Kładę się, sprawdzam mieszkania, idę coś zjeść, włączam tryb drzemki. Na moment tylko, bo po chwili, z pokorą, biedny student powraca do swojego stosu książek. I tak w koło Macieju. 

    6 czerwca 2013

    Let's move on

    Przeprowadziłem się do P. i mieszkam u niej już od czterech dni. A co. Dostałem swój własny pokój do nauki, gdzie mam lepszą atmosferę do pełnego skupienia niż w TBV. Siadam, wczuwam się i wszystko idzie szybko. Szum samochodów i drzew wspiera mnie zza okna. Anatomia is coming.

    Jednocześnie zaczynam zdawać sobie sprawę jak bardzo ułomnie przebiegał u mnie proces uczenia się na samym początku roku. Tragedia. Obojczyk w dwa dni, łopatka w kolejne trzy. Patrzę na to z perspektywy tegorocznego dnia czerwcowego i nadal nie wierzę, przecież tam nie było nic konkretnego. Raptem kilka stron z Bochna, jakieś góra pół godziny, żeby to przeczytać, zrozumieć i wstępnie zapamiętać. Co będzie dalej?

    31 maja 2013

    Szum

    Krople uderzające o szybę, o liście i o wszystko inne. Szum padającego deszczu i powiew świeżego powietrza. Coś niesamowitego. Chwila nasłuchiwania, zero myśli, może trochę medytacji. Najlepsza atmosfera do pełnego skupienia. Stokroć lepsze od ciszy.

    Już jakiś czas temu przestałem używać stoperów zdając sobie sprawę, że rzadko kiedy tak naprawdę pomagają. Kompletna cisza po odizolowaniu się najczęściej usypia lub, paradoksalnie, nie pozwala się skupić. Deszcz, wiatr, burza i szum drzew. Od czasu do czasu dodatkowo nutka muzyki klasycznej.

    To wszystko pomaga całkowicie zagłębić się w nauce i ani trochę nie przeszkadza. Po krótkiej chwili nie zdaję już sobie sprawy z tego, że dochodzą do mnie te dźwięki. Jestem skupiony. Kiedy słyszę je znowu, przypominają mi o tym, że odleciałem gdzieś z myślami, po czym powracam do uczenia się.

    29 maja 2013

    Kawa, Cola czy Herbata

    Zaraz po tym jak przyszedł Ł., poinformował nas o darmowej CocaColi Zero rozdawanej pod Universum, które mamy po drodze jeśli się jej trochę nadłoży. Wyszedłem razem z M. od razu chociaż angielski mieliśmy dopiero za pół godziny.

    Przybyłem, zobaczyłem, wypiłem. Niedobre. Puszeczki po 150ml rozdawano nawet jeśli byłem widziany po raz trzeci w ciągu pięciu minut. Nie zbierałem więcej, bo to CocaCola Zero. Niby bez cukru, ale z taką ilością chemii, że była tak słodka jakby dodać odrobinę wody z dodatkiem karmelu do paczki cukru.

    Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że niegazowana woda mineralna i od czasu do czasu zielona herbata są dla mnie najlepszym wyborem. Kawę próbowałem kilka razy w życiu i ani razu nie udało mi się wypić więcej niż filiżanka espresso polecona przez włoskich znajomych. Ona też była niedobra.

    Minimalistycznie

    Zaliczyłem biochemię - kolos z lipidów (uważany przez wszystkich za trudny) na uwaga: równe 60%. Połowa roku znowu oblała. Poprzednio zabrakło mi 1 pkt do zaliczenia, tak teraz mam akurat tyle ile trzeba. Iście minimalistycznie. Natomiast zaliczenie historii medycyny przebiegło gładko z wujaszkiem Google, tak jak było w planie. Teraz w spokoju mogę skupić się na poprawie poprzedniego kolokwium z cukrów, a później już tylko sam na sam z królową nauk pierwszego roku.

    Juwenalia, Feliniadal, Kozienalia i Medykalia pokończone. Na kilku koncertach byłem, a za rok oczywiście także zagoszczę. Wypowiedź "nie idę, bo nauka" i jej brak sensu odkryłem całkiem niedawno. Zamiast tego trzeba chcieć pójść i się naprawdę bawić, poprzedzając to naprawdę intensywną nauką z ogromną dozą motywacji pt. "chcę to zrobić dzisiaj, aby wieczorem dać sobie chwilę na coś innego niż kucie". A z facebook'a już prawie całkowicie zrezygnowałem. Trzyma mnie tam tylko kilka ważnych grup do których należę i darmowe wiadomości do wszystkich. I jeszcze przeglądanie aktualności podczas udawania króla na tronie.

    24 maja 2013

    It's high time

    Przypomina mi się matura, teraz jest podobnie. Systematycznie wyłączam wszelkie atrakcje, coraz bardziej zaczynam poświęcać całe dnie na naukę. Nie ma przebacz. Rezygnuję z imprez na rzecz anatomii i biochemii. Z tej pierwszej egzamin 14 czerwca, z drugiej kolos we wtorek i poprawa tydzień później. Do tego zaliczenie historii medycyny, na którym mam nadzieję na wsparcie ze strony wujka Google.

    Przy okazji siadłem na chwilę do bloga i natchnęło mnie na zmianę kolorów. Blog jest teraz czysto trójkolorowy (granat, błękit i dodatek szarości) - przyjemniej dla oczu i bardziej medycznie.

    No i życzę przyjemnej laby wszystkim maturzystom! :)

    22 maja 2013

    Tłumienie aktu

    Kilka koncertów na Juwenaliach, kilka razy wspinaczka na ściance czy inne ćwiczenia fizyczne. Anatomia zakończona, jeszcze tylko egzamin. Zaraz Medykalia i koncerty pod akademikiem. Nawet rękę ostatnio miałem w gipsie. I właśnie przypomniałem sobie o blogu. Dzisiaj będzie studiowo, dla odmiany. ;)

    Temat na prezentację z fizjo wybrałem bardzo życiowy - "Czynność jelita grubego". Ileż ciekawych rzeczy o tym piszą. Treść Konturka odpowiedziała mi na kilka pytań, które siedziały w moim umyśle od dzieciństwa.

    A mowa o defekacji, oddawaniu stolca, załatwianiu się, siedzenia na tronie i tak dalej. Teraz wiem co się dzieje podczas "tłumienia aktu oddawania kału" bądź też, że głęboki wdech i skurcz tłoczni brzusznej przy zamkniętej głośni jest receptą na łatwiejszą defekację. Biedni Ci, którzy mają problemy z zamykaniem szpary głośni. Ponadto na kilku innych prezentacjach poruszona została także bristolska skala uformowania stolca, którą chyba już każdy widział. ;)

    11 maja 2013

    Góra!

    Zaczęły sie już juwenalia - dużo zabaw, koncertów i picia. I zaczęła gościć w głowach świadomość, że do egzaminu nie zostało zbyt wiele czasu, bo trochę ponad miesiąc. Drugi rok chyba nieźle kuł już ałą anatomię od przynajmniej kilku tygodni. A my od kilku tygodni chcieliśmy, ale szybko zostaliśmy przywołani do porządku przez fizjologię, biochemię i na dodatek, o zgrozo, angielski.

    Koncert Luxtorpedy oznaczony został jako obowiązkowy, podobnie jak pogo, ściana, młyn i pływanie na falach. Każde zadanie wykonane. Jak zawsze event bardzo udany, poprzedzony wstępnymi pieśniami w MPK 40. Po nim w planach był jeszcze grill, ale razem z P. i kilkoma osobami zostaliśmy na koncert Grubsona. Zagrał nieźle, ale to jednak nie to samo co brzmienie gitary na scenie.

    W niedziele zagoszczę tam, gdzie grać będzie Dżem oraz Strachy na Lachy. I odpuszczam sobie więcej imprez do czasu Medykaliów, które będą dosłownie za oknem. A teraz czas na trochę fascynacji w temacie dróg nerwowych.

    6 maja 2013

    Lepiej Po

    Pobyło trochę i szybko się zmyło. Wolne. Tak to już jest, że przed dłuższym wolnym prawie wszyscy definitywnie zgadzają się ze sobą. Każdy chce mieć kolokwium czy jakąkolwiek inną formę sprawdzenia wiadomości w terminie "po", zamiast "sprężymy się i może być jeszcze przed samymi świętami".

    Przeważnie wychodzi tak samo. Nikt niczego konkretnego się nie nauczył, a sam odpoczynek nie był kompletny, bo w głowie wciąż rezydowała myśl, że "trzeba się pouczyć". Po czym idzie się na piwo. I tak codziennie aż do powrotu do akademika, gdzie okazuje się, że w głowie pusto. I tak za każdym razem po dłuższym wolnym. Nic się student nie uczy na błędach.

    29 kwietnia 2013

    Już niedługo, coraz bliżej

    Tegoroczni maturzyści już wkrótce będą mieli przyjemność napisania najbardziej przerażającego egzaminu w swojej dotychczasowej karierze. Ochy achy stresy i spięcia. Tak naprawdę nie ma potrzeby tego wszystkiego przeżywać jak większość (sztandardowe "o jezu jak bardzo nie umiem"), ale jednak lepiej szanować i przyłożyć się niż mieć ukochaną maturę głęboko w dupie. Czy już się nauczyliście? Czy jesteście pewni swej wiedzy? Dacie radę. Powodzenia moi mili . A jak się już dostaniecie do Lublina na lek, to dajcie znać ;)

    Patrzę na to i nie wierzę - ależ ten czas pędzi. Niby nie tak dawno siedziałem na biologu nad zadaniami (i na czaciku), trzaskałem z automatu kolejne arkusze maturalne i tak jak wszyscy przynajmniej trochę martwiłem się co z tego wszystkiego wyniknie. Wynikło dużo, a teraz, już za rogiem, czeka na mnie egzamin z anatomii wieńczący całość pierwszorocznych zmagań. I zaraz praktyki. A później wakacje, które miną szybciej niż kiedykolwiek. I rok kolejny.

    Póki co jednak, nie ma czasu i potrzeby na takie rozmyślania - najpierw trzeba zaliczyć ;)

    27 kwietnia 2013

    Maj ówka

    Na angielskim dowiedziałem się ostatnio, że niedługo mamy mieć "dużo wolnego". Babeczka wsparła więc nas kilkoma kserówkami coby nam się nie nudziło na tychże wakacjach. Ale nikt tu nie słyszał o czymś takim. Tylko na kilka dni są odwołane zajęcia, ale wolne? Jakie wolne? :D

    Nauka poszła w kąt w ciągu kilku ostatnich dni, a dziś właśnie zawitałem ponownie w progi starego, dobrego domostwa. I już zaraz trzeba kontynuować (zacząć?) naukę do nadchodzącego kolosa z mózgowia i poprawki z węglowodanów. W tak zwanym międzyczasie udam się ze znajomymi na celebrację pięknej pogody zorganizowaną w formie pobytu w domkach letniskowych. Na kilka dni.

    Wiem, że zaraz kolos, ale Ci co już studiują wiedzą, że czasami naprawdę trzeba odpocząć "na wyższym poziomie" i bez ciągłych myśli w głowie o studiach. Ci, którzy jeszcze nie studiują, szybko tego doświadczą jak tylko naukę zaczną :)

    21 kwietnia 2013

    Fantastyczna Czwórka

    Jest taki dzień, do którego moje nastawienie, podobnie jak innych studentów, zmienia się z biegiem czasu. To sobota, w społeczeństwie zaliczana do tak zwanego weekendu. Dzień, który ma swoje miejsce zaraz po piątkowym wieczorze, po wieczorze szczególnym (każdy wie dlaczego). Kolejno już niedziela i po mgnieniu oka poniedziałek, czyli prawie wszystko od nowa. W poniedziałek pierwsze w tygodniu zajęcia, natomiast w dzień kościelny - wstęp naukowy do nadchodzącego tygodnia.

    Sobota od samego początku była dniem, w którym nadrabiało się zaległości w spaniu i wypoczęciu po piątkowych imprezach. Pobudka koło południa bądź później, zaraz po niej śniadanie, prysznic i ponownie nauka. Zawsze zaplanowałem sobie coś do przeczytania, zrozumienia, zapamiętania i zawsze próbowałem to robić. Jednak wiadomo, że "próbowałem" nie równa się "dokonałem". Nauka zawsze szła mizernie i ociężale w ten magiczny dzień.

    Teraz jest inaczej. Teraz nie ma już nauki w sobotę. Nadszedł koniec złudzeń i zdałem sobie sprawę, że nic z sobotniej edukacji nie wychodziło, nie wychodzi, i myśląc perspektywistycznie w przyszłość - nie wyjdzie. Zamiast tego warto ten dzień spędzić inaczej, a będąc szczerym ze sobą medycynę odsunąć na dalszy plan.

    Jak? Mam kilka pomysłów, część już obecnych jako rutynowe, kilka wdrażam w nawyki, a inne jeszcze są w strefie planowania. Opiszę je, kiedy początkowy zapał minie, a ja nadal będę ochoczo do nich podchodził. Jakie? Przykładowo - siatkówka, taniec, kucharzenie, zakupy, wylegiwanie się, trening, zwiedzanie i inne.

    Czas pokaże, ale wiem, że sobota pozostanie inna niż wszystkie pozostałe dni, w których króluje Święta Trójca - anatomia, fizjologia, biochemia. W sobotę króluje Fantastyczna Czwórka: "rozwój społeczno-kulturowy", nieróbstwo naukowe i leżakowanie. A, no i jedzenie :)

    19 kwietnia 2013

    O jeden dzień dłużej

    Po zaliczonym kolokwium z naczyń wiedziałem, że już nie będę się uczył tego dnia do anatomii, następnego przedmiotu w "kolejności nauki". Wczoraj sobie odpuściłem. Razem z P. i M. poszliśmy na ławeczki, gdzie zgadałem się także z Braćmi i Maćkami (dobrzy starzy kumple). Po drodze zaciągnęło się jeszcze klika osób i idziemy wszyscy na piwko.

    Do naszego pokoju docierały ostatnio różne odgłosy z tamtejszych tańców, hulanek, swawoli, a widać zbyt dużo nie było - raptem kilkanaście osób wydzierających się przy Whisky. Przyszliśmy, a na ławeczkach, ku mojemu zaskoczeniu, regularna impreza. "Pośpiewałem" z chłopakami stare, głupie i nam tylko znane, przeboje disco z okresu liceum. Dużo się działo, ale zmyliśmy się koło 23, bo przecież jutro też jest dzień.

    Ale to uczucie, gdy wstaje się rano i jest się świadomym, że to jeszcze nie jest poranek sobotni - wspaniałe. Nawet tak wspaniałe, że wieść o oblaniu biochemicznego kolosa razem z połową roku nic nie zdziałała.

    17 kwietnia 2013

    Wiosnę ujrzałem

    Wiosna przyszła, a razem z nią nie mogło zabraknąć kilku zachowań ludzkich.

    Raz - tłumne gromady głodnych promili studentów będą się teraz co wieczór zbierały na świętych ławeczkach akademickich. Panowie żulowie będą mieli co zbierać, a butelki zielone jak zwykle pozostaną zakamuflowane wśród traw i płyt chodnikowych.

    Dwa - ileż tej gawiedzi biegającej się namnożyło. Wiosenna ochota i chęć do biegania (palenia opon) zostanie wkrótce poddana próbie wytrwałości - ile procent będzie wciąż biegać za jakieś np. dwa miesiące? Sam jestem zwolennikiem zaczynania powoli i stopniowo, póki co czekam na ładniejszą i stabilniejszą pogodę - lekki chłodek z zaskoczenia załatwił mnie przed zimą na dwa tygodnie.

    Trzy - haj, ekstaza, radość, endorfiny, serotonina i inne. Szalejemy z bananami na mordach ucieszeni z "oj jak ciepło". Śniegu nie widać, a słoneczko dawki fotonów emitowało dziś w bardzo chojnych ilościach. Aż sobie pospaliśmy :)

    15 kwietnia 2013

    "Anatomia może być przyjemna"

    Coś na wzór teatru zagościło w progach naszej uczelni. Kilkaset studentów i wszelkiej maści innego ludu udało się wczoraj wypełnić po brzegi aulę w Collegium Maius podczas zacnego przedstawienia o Uniwersytecie Magicznym. Spektakl z jednej strony bawił, z drugiej - zebrana została cała góra upominków, maskotek i innych zabawek dla dzieciaków z Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Role grali nie tylko studenci, ale także pracownicy UMLub. Na scenie pojawił się nawet sam dziekan wraz ze swoimi żarcikami i opowieściami o odpowiedziach studentów na egzaminie ustnym z anatomii. Zagrał swoją rolę, a na koniec odszedł w towarzystwie pięknych młodych pań lekarek, z niebieską tabletką w kieszeni.


    Wszystkim bardzo się podobało, mi też. Trudno wybrać najlepszy moment, ale w pamięć zapadły oczywiście lamenty przy zakuwaniu anatomii, kartkóweczka u asystenta D., tańczący Jackson i opisy SeDesów :)

    10 kwietnia 2013

    FullOfSun Party

    Lato wszędzie, lato za oknem, lato odleciało do ciepłych krajów. Zgodnie ze starymi, pogańskimi, studenckimi tradycjami zorganizowaliśmy imprezę w celu odegnania zimy i zachęcenia wiosny, aby pokazała się nam nieco obszerniej i przyjemniej.

    Pierwsze takie wydarzenie w historii naszego segmentu. A mianowicie kolorowe stroje, przebrania czy dodatki nawiązujące do wiosny, lata, tropikalnych wysp i wszystkiego innego co się kojarzy z ciepłem i nie-zimą.

    Było kolorowo, goście się posłuchali i pojawili się w większości tak jak powinni. Były okularki przeciwsłoneczne, wielkie letnie kobiece kapelusze i dekolty. Dodatkowo cygara, a później doszedł Jack Sparrow. Na koniec niespodziewanie zawitała Ukraina w pełni swej oryginalności.

    Sprawy administracyjne załatwiliśmy w biurze i u sąsiadów, więc balowaliśmy prawie do rana bez większych problemów. Poranne porządki były masakrą, chmielowy aromat roznosił się wszędzie i długo, a sięgając za łóżko wyciągnąłem, nie jak myślałem - kapsel, a cytrynę.

    Świetna impreza, teraz chyba tylko takie będziemy organizować. Wszystkie inne wydają się teraz trochę nudne i oklepane, więc czas próbować nowego. Może shorty party? :)

    5 kwietnia 2013

    Back

    Szybko szybko, bo zaraz mam busa. Po drodze telefon do biblioteki o przedłużenie książek - 12zł w plecy za przetrzymanie + dowiedziałem się, że karta biblioteczna traci ważność dnia dzisiejszego ;) Zajechałem razem z tatą na dworzec. Znał busistę, więc pogadali krótką chwilę, a ja zapakowałem się i wsiadłem. Bez tego szczęścia chyba byłoby mi trudno uzyskać jakąkolwiek możliwość transportu. Wesoła Ola siedzącą obok mnie czekała już 1,5h aż znajdzie się bus, który ja weźmie i nie będzie zapchany rezerwacjami. Nawet nie przyszło mi na myśl, żeby coś rezerwować skoro busy są co 20 minut.

    A teraz siedzę, już prawie nauczony praktycznych aspektów głowy i szyi na jutro. I słucham muzyki na jutrzejszą imprezę. I patrzę jak Maciek z Łukaszem tańczą taki sam układ do każdej piosenki :)

    29 marca 2013

    Grajdołek

    Zawiało mnie w końcu w rodzinne strony, do znajomych i do swojej mieściny. Do swojego domku i pokoju. No i oduczyłem się! Nie umiem już rozplanować każdej przestrzeni i powierzchni tak jak to robię codziennie w akademiku. Ciężko się odnaleźć, gdzie się położyć, jak się rozłożyć, kiedy chodzić spać, co zrobić z prześcieradłem i o matko ile jedzenia w lodówce. Od razu coś przekąsiłem, ale wracając do tematu, w pokoju po krótkim czasie powstał burdel. Ciuchy w każdym możliwym miejscu, książki, długopisy porozrzucane po wszystkich kątach. A gdzie jest moja lampka? Trzeba byłą wziąć swoją z Lublina, a najlepiej nie lampkę tylko wszystko co można :)

    Prawie każdy element w mojej połowie studenckiego pokoju jest tam gdzie być powinien. Ostatnio zrobione przemeblowanie tym bardziej pomogło. Nauka przy świetle dziennym, a wieczorem przy lampce, już w innej pozycji. Wieszak na plecak na szafce, podniesiona krawędź wysuwanej półki pod książkę żeby się nie zsuwała podczas czytania. Nawet takie niuanse jak wcięcie na dolnej krawędzi segregatora stojącego na półce, przez które biegnie drucik, na którym zawieszam słuchawki. Wszystko przez ostatnie pół roku życia w studenckim grajdołku ma już swoją funkcję i przeznaczenie.

    A w domu? Rzut słuchawek w jedną stronę, rzut notatek w drugą, ciuchy na krzesło i mamy pseudo-porządek :)

    27 marca 2013

    Boom

    Tak, zobaczyłem komentarz ebe i tak, pomyślałem, że w końcu mógłbym coś napisać. Ostatnio zawsze coś wypadało, tu impreza tam kolokwium i jakoś nie było czasu na włączenie malucha. To u mnie zwykle tylko wymówki, bo na jeden post wystarczy ok. 20min, które równie dobrze można przewalić siedząc za długo na tronie czy też w naszym ulubionym portalu społecznościowym. Jak to bywa w życiu i na wszelakich psychoirrealistycznych filmach, krótką chwilę przed powiadomieniem o mailu naszła mnie chęć na napisanie czegoś ciekawego na blogu. I po chwili "hah, nice, so let's go".

    Nastało kilka zmian w moim stosunku do bloga (raczej bez związku z przerwą w pisaniu). Będąc offline w dalszym ciągu szukam inspiracji, pomysłów i kreuję nowe nawyki (oby obyło się bez nałogów). Rano, przed 9, najczęściej przed 8, wstaję już codziennie, co jak na odwiecznego śpiocha i nocnego marka jest osiągnięciem godnym odnotowania. W najbliższym czasie planuję kilka kolejnych inicjatyw, które zdradzę dopiero kiedy choć trochę będą związane z czynem, a nie tylko ze słowami. W temacie bloga natomiast rzeknę tylko:

    Stay tuned!

    15 marca 2013

    Habemus Sybir

    Już za dwa tygodnie miała być piękna pogoda, już za chwilę będzie wiosna - wyczekiwał drogi kolega Maciej. Już słoneczko świeciło, rano Maciejka budziło i w twarz troszkę paliło zmuszając do ruszenia zacnego tyłka ze swego wyrka. Już mógł chodzić w letnich bucikach zadziwiając się jak się wtedy śmiesznie człapie. Ale się już nie nacieszy :(

    Pobudka rano, szaro i ponuro, budzę się ja, budzi się i nasz Maciej. Po zjednoczeniu pracy rozstrojonych zmysłów patrzę przez okno i nasłuchuję. Czy wywieźli mnie na Sybir? Nie, to Sybir wywiózł się sam z rodzinnego rejonu i zawitał do skromnej Doliny Akademików. Wichura ze śnieżycą to mało. Dorzućmy do tego zakopujących się taksówkarzy, wywróconą koparkę "do odśnieżania" i wszystkich Chińczyków nigdy nie ogarniających życia wokół siebie, a na twarzy znów zagości szeroki uśmiech :)

    Zauważ dobrze - w Lublinie władze dbają w pełni o bezpieczeństwo na drogach. Wszystko pięknie odśnieżone, po kilku godzinach prawie nie było znaku niedawnej śnieżycy. Nawet piesi mogli czuć się w pełni komfortowo dostając dodatkową amortyzację dla swych zmęczonych nóg. Ale na co to wszystko, skoro i tak nasi asystenci przyjechali o czasie i zrobili test nawiązujący do reszty wydarzeń. Czyli jak tylko doświadczyłem pierwszego wrażenia, szczerze się roześmiałem. :) Brnąc dalej, nie ustawałem w byciu w dobrym humorze, jak zwykle, ewentualnie praktykując strzelanie i rozbieżności między kartą odpowiedzi a testem. Czy ABCDE to odpowiednik a. b. c. e. n.? :D

    Teraz można w spokoju i w domowym, weekendowym ciepełku wypatrywać nowych wiadomości na temat kolejnych papieży i oglądać zaległe odcinki "W ostatniej chwili".

    13 marca 2013

    Nie ma zmiłuj

    Koniec semestru miał miejsce już jakiś czas temu, a mimo to część osób jeszcze całkiem niedawno uczyła się "dawnego" materiału. Niezaliczone preparaty (czasem jeden, czasem wszystkie cztery) z anatomii czy też poprawka z biologii dręczyły nadal. Jedną z takich rzeczy, które ma się w plecy, można zaliczyć w nieco inny sposób, poprzez warunek. Nie, nie jest to przepuszczenie z 2 w indeksie, ale przesunięcie ostatniego terminu poprawkowego z jednego (i tylko jednego) przedmiotu o 30 dni. Kilka dni temu ten właśnie warunek (z anatomii) miał miejsce. I część osób niestety już się z nami pożegnała. Niektórzy wręcz na własne życzenie - nie ma to jak składać podanie o dwa warunki, wiedząc że można mieć tylko jeden, a dwa automatycznie piszą na czole "OUT".

    Tak właśnie ostatnimi czasy na UM w Lublinie doszło do zmian. Teraz już nie ma przepychania, wpychania na siłę i innego puszczania studentów w stylu "oj, niech ma" czy "Jak uda Ci się dostać na medycynę to ją skończysz". Nie ma już miliona poprawek z anatomii czy innych przedmiotów, jak to (podobno) było kiedyś. I nie ma zmiłuj.

    2 marca 2013

    Dream On

    Lubię próbować nowych rzeczy. Zawsze kombinowałem i kombinować będę :) Tak jak swego czasu zabrałem się za sen polifazowy i przesuwanie momentu wejścia w fazę REM, tak teraz zaczynam określać dokładny plan dnia (z godzinami przeznaczonymi na konkretną naukę) i zarazem zmieniać nawyki senne.

    Polifazowe śnienie nie wypaliło - organizm strasznie się męczył. Potrzeba było na pewno dużo więcej czasu niż 2 tygodnie na przyzwyczajenie się do takiej "nienormalności". Później przyszedł czas na standardowy plan czyli sen zwykle od 2 czy 3 rano do średnio 9, z czego i tak wychodziło wstanie z wyrka dopiero po 10. A i tak później tylko wczorajsza twarz, zaspane oczy i martwy umysł.

    Ostatnio jednak zmieniłem te zwyczaje na inne, które natychmiastowo zaczęły świetnie działać. Wstaję teraz między 7 a 8, zasypiam maksymalnie o 1. Śpię tyle samo, a wysypiam się o wiele lepiej. Do tego dorzuciłem nieco ćwiczeń fizycznych w stylu porannej rozgrzewki i krótkich serii w ciągu dnia (typu brzuski, pompki i pistolety po kilkadziesiąt powtórzeń w jednej serii). Widać różnicę zarówno w orzeźwieniu i samopoczuciu jak i w koncentracji czy zapamiętywaniu.

    W planach pobudka o 6 codziennie i w kimono 15 minut przed północą. Czemu tyle? Z moich badań laboratoryjnych w warunkach domowych wynikło, że najlepiej wysypiam się śpiąc 6h i 10min. Jeśli okaże się to za mało dla organizmu w dłuższym okresie typu tydzień czy miesiąc, zmienię to na 7h i 40min. Wszystko zgodnie z rytmem snu i fazami snu głębokiego przeplatanego fazami REM.

    27 lutego 2013

    Czacha OK

    Pierwszy preparat drugiego semestru za mną. Zaliczyłem na 3 bez odpowiedzi.
    - Test poszedł Panu nawet dobrze, kartkówki też pisał Pan dobrze. Chce Pan tróję?
    - Tak.
    I tyle.

    Ale niesmak pozostał. Mogłem wybrać opcję "odpowiedzi na wyżej lub niżej" - nigdy wcześniej nie znałem tematu tak dobrze jak teraz. Opowieści o samych dwójach i styl bycia profesora sprawiły, że zadowoliłem się trójeczką, ale jak się później okazało, niesłusznie. Z odpowiedzi prawie nikt nie dostał mniej niż 3, często pojawiały się 4 i 4+. No kurde :)

    24 lutego 2013

    Aditus ad antrum

    Krążą w eterze informacje i różne plotki jakoby na uczelni planowany był egzamin "wpółstudiowy". Na zakończenie roku nr 3 piszemy sobie teścik z przedmiotów przedklinicznych. Jak się uda dobrze napisać, aditus ad antrum nauk klinicznych otwarte. Jak nie - bonusowy rok (zapewne ze studenckiej kieszeni) poprawek z oblanych przedmiotów. Będzie ciekawie :)

    Aditus ad antrum - z łac. wejście do jamy (sutkowej), czyli nowe fajne słowa. I tym samym to co teraz przerabiam. To jest z jamy bębenkowej. Oprócz tego jeszcze cała czaszka.

    20 lutego 2013

    O drugi roku!

    Fizjologia w tym roku jest wspólna dla I i II rocznika lekarskiego. My zaczęliśmy przedmiot teraz, oni mają już pół roku za sobą. Plan jest tak ułożony, że razem mamy ten sam materiał w obecnym semestrze.

    Tak, tym razem o starszym roczniku. Ostatnio właśnie na fizjologii dowiedziałem się, że pierwszy rok radzi sobie lepiej od drugiego - i to nie tylko pod względem ocen. Podobno za dużo nauki - fizjologia, histologia i biochemia jednocześnie to juz ogrom. Jeśli natomiast zdarzy się ktoś z warunkiem - to już w ogóle piekło i sodomia z gomorią. I nie ma kiedy się nauczyć i jakkolwiek ogarnąć cokolwiek. Jeśli to wszystko prawda, powiem tylko: "Zapraszam do pierwszaków".

    17 lutego 2013

    Czacha

    Jak widać po blogu jest dużo nauki. W sumie to non-stop. Wyrostki, otwory, bruzdy, szczeliny i inne. Samych otworków , bruzd itd. gdzie coś przechodzi (i co trzeba znać) jest ponad 60. Ale da się nauczyć wszystkiego.

    Asystent rozwalił każdego po kolei pytając o kostnienie na podłożu chrzęstnym - kto by czytał wstęp do czaszki? Podobno te informacje mają nam pomóc w "logicznym" zrozumieniu anatomii głowy i szybszemu, lepszemu zapamiętaniu. Jak? Tego nie wiem.

    Czaszkę swoją mieć jest mus. A jak nie, to chociaż znajomego posiadającego takową. Albo dobrze jest też mieć chęć codziennego łażenia do prosektorium w celu wypożyczenia jednej z dostępnych czaszek. Oczywiście tylko ludzkie i nie-sztuczne wchodzą w grę. Modele czaszki ludzkiej, naturalne czaszki konia, świni czy psa po wecie pomogą tylko trochę :)

    13 lutego 2013

    Nawprzód

    Nowy semestr start. Przedmioty: anatomia, biochemia, fizjologia, WF, historia medycyny.

    Anatomia - z nowym asystentem, oj będzie ciekawie, prof. B. I zaczynamy (a właściwie już kończymy) czaszkę.
    Biochemia - bez wejściówek, więc mało nauki :) Jutro ćwiczenia, podobno ciekawe.
    Fizjologia - wejściówki i bardzo miłe młode panie poststudentki.
    Historia medycyny - był póki co jeden wykład, facet zna się na rzeczy i używa mądrych słów.
    WF - wiadomo, lajcik.

    Więcej informacji wkrótce. Staram się pisać notki trochę częściej znajdując chwile na bloga.

    O czym chcielibyście wiedzieć, o czym konkretnym napisać?

    5 lutego 2013

    Powspominajmy

    Miała być odpowiedź na poniższy komentarz, ale trochę się rozpisałem i uznałem, że lepiej wrzucić to w formie wpisu.
    "Hej Emes zaskoczyłeś mnie tak jak większości osób które czytają Twojego bloga ale też i na Biologu. Godne podziwu to co czyniłeś. Gratuluję. W szkole nauczyciele uprzykrzali Ci życie? Z wypowiedziami nie dasz rady daj spokój itd.?"
    Nie uprzykrzali.

    A nawet jeśli tak było to albo o tym zapomniałem albo po prostu nie przywiązywałem do tego uwagi - podobnie jak do wielu innych mało znaczących rzeczy w życiu.

    Nauczycielka z biologii mówiła mi oczywiście, że nic ze mnie nie będzie, ale równie dobrze i to miałem w niskim poważaniu i dalej jadłem kanapki w przerwach od spania na lekcji. Nie widziałem sensu w robieniu czegoś innego w tamtym czasie. Raz - nauczycielka strasznie przynudzała (więc spałem), a dwa - notatki były dyktowane początkowo prawie identyczne do materiału z książek, bez (ew. zdarzało się to rzadko) dodania jakichkolwiek treści pomocnych w nauce, skojarzeń itp. Dalej nie wiem jak było, bo byłem zajęty nauką szybkiego zasypiania i wchodzenia w fazę REM podczas krótkich drzemek (do 40min, zwykle ok. 20min).

    Z chemii natomiast gość był w porządku (przynajmniej w moich oczach) i można powiedzieć, że te lekcje były odwrotnością biologii - uważałem, uczyłem się i jak się nie udawało nauczyć, to przynajmniej czasami próbowałem ogarniać temat (co początkowo przez długi czas mi się nie do końca udawało).

    Ponad dwa lata, jak już pisałem, olałem. Jedynie z chemii czasami się pouczyłem, w przeciwieństwie do wszystkich innych przedmiotów, które traktowałem w wiadomy sposób :)

    W jakim sensie Was zaskoczyłem?

    3 lutego 2013

    Fresh

    Nastał czas na coś nowego. Nowy semestr. Nowy design bloga. Mam nadzieję, że się podoba. Mnie podoba się bardzo i chyba taki zostanie na bardzo długo. Działać powinien teraz każdemu w przeciwieństwie do poprzednika, który nawet mi potrafił płatać figle.

    A teraz moje jestestwo idzie dalej cieszyć się wolną chwilą. Pozdrawiam i życzę miłej lektury w nadchodzącym czasie.

    2 lutego 2013

    Zal: Histologia

    Egzamin numer jeden na naszych studiach i zarazem jedyny w tym semestrze. Część praktyczna i teoretyczna.

    Praktyka to 10 preparatów do rozpoznania w tym jeden elektronogram. Nie sprawiła mi trudności, chociaż zaskoczyła w jednym. Siedząc i kończąc rozpoznawanie zacząłem już pakować manatki do koperty razem z odpowiedziami, gdy siedząc obok mnie kolega Ł. marudził sam do siebie patrząc na elektornogram: "No co to jest! Co to ma być?" Wtedy podchodzi do nas asystentka prosząc o oddanie kopert mówiąc, że skończyliśmy już, bo rozmawialiśmy. Monolog = dialog :) To nic, bo i tak już wszystko miałem uzupełnione - nie sprawiło mi to kłopotów. Nie zdali nieliczni.

    Teoria pod warunkiem zaliczenia praktycznego. 100 pytań ABCD i 100 minut. Strzelamy :) Prof. katedry jest równocześnie prorektor ds. kształcenia. Widziała co działo się z biologią, pomagała nam, więc i tutaj było widać, że mamy do czynienia z kimś inteligentnym, który potrafi rozmawiać i słuchać studentów. Przed rozpoczęciem egzaminu poprosiła o pozbycie się telefonów. Jedna osoba wstała, za nią połowa sali. A później na dokładkę zaczął komuś dzwonić budzik :P

    Zaliczone przez większość roku, w tym mnie :) I mam wolne do 11.02.

    31 stycznia 2013

    Zal: Biologia "molekularna"

    Postrach roku. Biologia. Pasożyty, roślinki, robale i trochę genetyki. Jak na innych uczelniach mówi się:  W Lublinie jest nieco inaczej: "Jak zdasz biologię to wiesz, że skończysz te studia, a jak skończysz immunologię, to wiesz nawet kiedy." (na innych uczelniach podobno jest to anatomia i farmakologia).

    Trypanosoma Cruzi
    Zaliczenie w jakiej formie? Testu. Tyle że otwartego. Można? Można :) Dwie strony pytań - jedna z genetyki, druga wiadomo. Zaskoczyli nas. Myśleliśmy, że zgodnie ze sposobem egzystowania pani prof. parazyty zajmą całość, a przynajmniej większość "testu". Obiecano, że będą pytania z krótkimi odpowiedziami, ale nie do końca tak było - na niektóre trzeba było rozpisać się dosyć obszernie, nijak mieszcząc się w czasie 18 minut przeznaczonych dla nas jako "ukłon w naszą stronę" na 15 pytań. Do tego pytania z kosmosu. I nie przesadzam. Skąd mamy wiedzieć o pasożytach, których nie ma w wymaganiach ani w książkach autorstwa Sami-Wiecie-Kogo? Praktyczny też był, ale niepotrzebnie. Liczył się do ostatecznej oceny z zaliczenia tak bardzo, że aż na poziomie 0%. 

    Ale to nic. Grunt, że termin pierwszy oblało ponad 200 osób. W tym ja :) Poprawka tydzień później, po wielu kłótniach, pismach i prośbach wywalczyliśmy 30 minut i 12 pytań w stylu podobnym do poprzedniego. Tym razem zaliczył już większy procent. W tym ja :)

    No i co? Za rok chyba już zabraknie parazytologii w planie studiów. Kto wie, może to po części przez nasze walki i działania jakie podejmowaliśmy w walce o swoje.

    25 stycznia 2013

    Bo zawsze warto mieć marzenia

    W końcu, ostatecznie, druga część wypowiedzi E. Trochę się tu rozpisał :)
    - If you don't follow through on your dreams, you might as well be a vegetable.
    - What type of vegetable?
    - I don't know... a cabbage…yeah a cabbage.
    The world’s fastest Indian

    Kończąc liceum wiedziałem, że biotechnologia to cutting edge, ale byłem też świadomy tego, iż Polska, jak i cała UE są dość sceptyczne pod tym względem. Dlatego też mimo wszędzie opisywanej perspektywy dynamicznego wzrostu tej nauki nie ulegałem tym wpływom. Polski rynek pracy mógł zaproponować mi pracę w mleczarni lub wytwórni surowic (+- 2 tys. netto), a ja nie chciałem stawiać wszystkiego na 1 kartę (kończyć kierunek, który zmusza do wyjazdu). Problemem był też poziom na uczelniach. Progi są niskie, a wiadomo, że w trosce o to by mieć kogo kształcić (pieniądze) poziom zostanie dostosowany w dół a nie w górę. Istnieje więc realne zagrożenie iż mogę się tam intelektualnie marnować. Końcowym argumentem przeciw jest to, że uczelnie nastawione są bardziej na rolnictwo (bardzo ciekawe), a nie na np. komórki macierzyste (ciekawsze).

    Farmacja dziś ogranicza się głownie do handlu. By pracować badawczo w wielkim koncernie trzeba mieć mnóstwo szczęścia i wykazać się ogromnym dorobkiem na studiach. Pomimo tego, myśl o farmacji towarzyszyła mi dość długo. Pomysł był następujący: ja i moja dziewczyna zostajemy farmaceutami, wyjeżdżamy do Norwegii, oszczędzamy tam kapitał i otwieramy w Polsce aptekę albo asymilujemy się ze Skandynawami i po prostu żyjemy tam.

    Wyniki z matury okazały się wysokie, ale nie tak bardzo jak tego chciałem,. Mogłem zostać biotechnologiem, magistrem farmacji. ale wybrałem siedzenie w domu. Nie chciałem skazywać się na życie jakimś planem B, chciałem dać sobie szansę i wykorzystałem ją.

    Studiuję kierunek lekarski. Kierunek studiów i dalszego kształcenia o stale najwyższym tempie rozwoju. Zgłębiam naukę która jak wskazywali przedmówcy jest fascynująca, bo dotyczy nas samych. Jest magiczna bo ociera się o życie i śmierć oraz obnaża tajemnicę istnienia.

    Obraz lekarza jest jak archetyp. Pomijając obrazki z kultury hejtowania i ataku wszystkiego, a skupiając się na obrazie literackim czy nawet z kultury masowej – lekarz jest kimś wyjątkowym. Jest interesującym inteligentnym człowiekiem sukcesu, który prowadzi ciekawe dostanie życie, a jego dzieci maja super start w przyszłość. Gdy jako dziecko oglądałem telewizję zdominowaną przez amerykańską kinematografię lekarz był kimś fajnym, a bycie nim mogło być postrzegane jako powód do dumy.

    Wpis ten rozpocząłem od cytatu z filmu opowiadającego historię człowieka który życie swe wypełnił pasją. Jak już wiecie w żyłach mych płynie paliwo a nie krew. Kocham motocykle, kocham samochody. Nie traktuję ich jako środków transportu od A do B, liczy się to coś pomiędzy, podróż, przygoda. Nie jest koniecznie to czy dotrę do B, D czy X. Pojazd musi mnie urzekać formą, swoimi aspektami technicznymi, trudno wiec wybrać jeden, który zaspokoiłby wszystkie potrzeby. Sportowa, ale dostojna linia nadwozia połączona z wolnossącym silnikiem dużej pojemności oraz wykończenie materiałami przyjemnymi w doznaniach: jasna pachnąca skóra, antracytowa drewno zdobiące konsole, ten opis jest niczym poemat i w taki sposób widzę auto marzeń. By kupić coś co wywoła emocję trzeba wydać naprawdę dużo pieniędzy albo jeździć klasykami, które również oprócz miłości wymagają środków finansowych. Ale marzeń można mieć wiele.

    Jesteśmy ludźmi, potrzebujemy odbierać nasze życie zmysłami, więc walczmy o zmysłowe produkty

    Patrząc ogólnoświatowo czy też nawet na nasze podwórko (ale przymykając lekko oko na pewne patologie) zawód ten daje stabilizację finansową, pewną pracę oraz duże możliwości kreowania własnego systemu pracy. Daleko nam co prawda do krajów cywilizowanych, gdzie za pracę w przyzwoitych (a więc dających również czas dla rodziny czy rozwijanie pasji) warunkach żyje się na komfortowym poziomie.  Bo niestety w Polsce w większości specjalizacji pracując w państwowym szpitalu trzeba jednak poświecić masę czasu by osiągnąć to co powinno być osiągalne bez nadgodzin.

    Zawód lekarza jest przecież kwalifikowany powszechnie jako jeden z zawodów reprezentantów upper midle class, a dziś lekarz by osiągnąć jakie wyznaczniki tego musi harować nie mniej jak powiedźmy hydraulik - czyli chyba coś jest nie tak? Nie przeczę, że w Polsce nie można dobrze zarobić. Można, ale niestety najczęściej kosztem spędzenia mnóstwa czasu w pracy. A po co pieniądze, kiedy nie ma się czasu ich wydawać czy cieszyć się nimi z rodziną?

    Mam nadzieję na zmiany, zawsze pozostaje również możliwość emigracji - zapotrzebowanie na lekarzy jest na całym świecie. Nie jest to prosta decyzja ponieważ łączy się z dość duża inwestycją: różnego rodzaju kursy do egzaminów nostryfikacyjnych, kursy językowe jak i same wydatki na formalności do otrzymania wizy czy pieniądze na start. Z drugiej ręki wyjazd oprócz korzyści finansowych łączy się często z innym klimatem, przyrodą, a co najważniejsze kulturą i społeczeństwem.

    Lekarski jest więc dla mnie idealny, ponieważ iż rozwija moje predyspozycję, realizuję mój ciąg do wiedzy i innowacji opisany w poprzednich wspomnieniach oraz daje realne szanse na osiągniecie odpowiedniego poziomu życia, przy okazji pozwalając na spędzenie czasu z rodziną (przy normalnych zarobkach patrz powyżej). Nie jest też tak, że widzę w medycynie tylko pieniądze, a każdy pacjent jaki przekroczy drzwi mojego gabinetu sprawi, że moich oczach zabłyszczy $ - nie!
    Chcę być najlepszym w swojej dziedzinie jakim mogę być, chce dać z siebie wszystko, ale chce jednocześnie być za to doceniony – ot co. Chcę by moje dzieci mogły zobaczyć świat, mogły rozwijać się w każdym kierunku bez troski o to jak sfinansować dane hobby, by miały wszystko co pomoże im się rozwinąć najlepiej jak tylko można.

    Wybierając ten kierunek wybrałem pogoń za marzeniami, ale też za prestiżem, życiem w komforcie i za byciem zawsze na fali nowych odkryć. Czy uda mi się tego dokonać ? Zobaczymy.

    E.

    14 stycznia 2013

    Zal: Biofizyka

    Jak zwykle w garniakach (A jakżeby inaczej! ^^), a biednemu człowiekowi na chodnikach śnieg i lód położyli. Cudem bez kontaktu z glebą dotarliśmy. Nie trzeba było żadnych dokumentów. Po prostu wchodzimy. Nikt nie pomyślał o skombinowaniu jakiegoś znajomego doktora biofizyki, aby wszystkie nasze zmartwienia poszły w niepamięć. Ale nic, napiszemy jak już trzeba :)

    50 pytań zamkniętych (II rok miał jakąś kombinację zamkniętych z otwartymi), 45 minut i 60% dzielące nas od zaliczenia przedmiotu. A pytania wspaniałe, bo pseudowielokrotnego wyboru. Odpowiedzi a-b-c-d pod pytaniem, a zaraz później właściwe odpowiedzi typu:
    A) a i b
    B) c
    C) b i c
    D) a, c i d
    i różne inne kombinacje.
    Materiał, jak to czasem bywa, miał się raczej nijak do tego co było na ćwiczeniach. Chociaż miał być z samych wykładów, a na nich też zbyt obfitego napływu wiedzy nie doznaliśmy.

    Ogólnie miałem dobry humor, jakoś tak :) Jeszcze lepiej, gdy usłyszałem sławetne "Bez spiny, są drugie terminy".

    Po biofizyce zaliczenie praktyczne z anatomii, bardzo przyjemne. Nasz Andrzej ma już te mięśnie trochę poszatkowane, ale z faktu takowego iż koksem za życia był, tak i po śmierci mięśnie tego Pana są chyba największymi z całego prosektorium. Łydka większa niż moja, a mięśnie po śmierci nie są już tak "puszyste" jak za życia.

    Szacunkiem więc darzyć należy całe grono donatorów przysługujące się w edukacji przyszłych lekarzy i innych zawodów. Co by było, gdyby ich nie było?

    Jutro dzień wolny, a właściwie to nie.

    ***
    Drodzy kochani, popełniłem e-mail'a blogowego. Piszcie co Wam na klawiaturę wena przyniesie i co jest nieodpowiednie do pisania w słit komciach, a odpowiem zwłocznie.
    emesthedoc@gmail.com

    12 stycznia 2013

    Zapieprz? No! Just like always

    Sesja się rozpoczęła. Nie sam termin oficjalny (z jednym egzaminem), ale czas, kiedy dzień po dniu coś człowieka czeka. Będę pisał kilka słów o każdym z nich, w miarę posiadania wolnego czasu.
    Zaliczenie z biologii z wtorku - praktyka - na 4. Kończyna dolna w teorii z piątku - na 3.

    A w najbliższym czasie:

    Pon

    - Biofizyka - końcowe zaliczenie testowe (czyli pytania zamknięte, do wyboru abcdefghijklmnopqrst + "a i b jest prawdziwe", "żadne nie jest prawdziwe" itp.)
    - Anatomia - zaliczenie praktyczne z kończyny dolnej

    Wt

    - Od tego tygodnia mamy wolne od zajęć, a przy okazji od zaliczeń. Normalnie byłaby ćwiczeniowo biologia  oraz chemia.

    Śr

    - Biologia - końcowe zaliczenie teoretyczne. Tutaj śmiech na sali. Trwa 20 minut - czyli taka końcowa wejściówka, tyle że z całego materiału. Pytania będą otwarte. Znając życie będzie ich kilka, więc o zaliczeniu decyduje w dużej mierze szczęście - czy pytania będą Ci pasowały, czy nie.

    Czw

    - Histologia - ostatnie kolokwium - teoria i dodatkowo praktyka

    Pt

    - Angielski - kolokwium jedyne w tym semestrze. Ze słówek i ćwiczeń :))

    Później tydzień wolnego lub tydzień poprawek. A w następnym tygodniu egzamin praktyczny i teoretyczny z histologii.

    Czy czuć sesję? Nie i raczej jej nie odczujemy. Dlaczego? Bo nauki jest tyle samo co przed nią :)

    5 stycznia 2013

    Listek, który umiłuję

    ekim gościnnie w drugiej części swojej wypowiedzi - wrzucam na szybko, bo sesja goni. Miłej lektury :)

    Dlaczego medycyna? Najchętniej skwitowałbym to pytanie bardzo krótkim stwierdzeniem. Because there’s no other way. Tak, nie ma innej drogi. Nie potrafiłem sobie siebie nigdy wyobrazić w żadnym innym zawodzie, od zawsze myśląc o swojej przyszłości widziałem siebie ubranego w biały fartuch ze stetoskopem na szyi mknącego przez czeluście szpitalnych korytarzy. Innym razem widziałem siebie nad stołem operacyjnym dokonując najciekawszych na świecie rzeczy. Ot, moja dość bujna wyobraźnia. I właśnie wtedy myślałem sobie ‘I like it’. Co więc jest dla mnie takiego magicznego w tym wszystkim?

    Na początku - obszerność tej nauki, tak że nawet jeśli teraz wybrałem medycynę jako taką, później będę wybierał pewną jej gałąź, z tej gałęzi pewnie wybiorę sobie jakąś gałązkę, którą szczególnie umiłuję i to wszystko tylko po to żeby znaleźć liść w którym będę najlepszy. Taka sobie metafora. Wspaniałe jest to, że jeśli się ktoś postara to nie sposób się nudzić. Zawsze znajdzie się coś czego się jeszcze nie wie, może coś co warto by było jeszcze trochę lepiej zbadać. Taka swoboda. Jeśli chcesz to dojdziesz do pewnego etapu, osiądziesz sobie na mieliźnie i będziesz spokojnie praktykował medycynę. Jeśli nie, to będzie brnął dalej, aż sam stwierdzisz, że to jest twój port.

    Co dalej? Dalej muszę stwierdzić, że fajne jest w tym wszystkim to, że ta nauka jest na swój sposób elitarna. Niewiele osób dociera w te rejony wiedzy i trudno się dziwić. Nauka chociaż nieskończenie ciekawa, jest też bardzo trudna. Nie mogę powiedzieć, że nie lubię rzeczy prostych, ale to właśnie rzeczy trudne sprawiają największa frajdę, największą radość jeśli się z nimi uporam. I całe te studia, cały ten wybór ścieżki życiowej jest dla mnie ogromnym wyzwaniem. W pewnym sensie jest to ciągle oddalający się cel. Czemu oddalający? Bo tak naprawdę po każdym etapie przychodzi następny, a żaden nie jest ostatnim. Jednakże nawet mimo tego, że oddalający to jednak wciąż widoczny. A co uskrzydla? Świadomość obecności celu.

    Kolejna kwestia wiąże się już poniekąd z tym co powiedziałem wcześniej. Nie chciałbym umrzeć sobie ze świadomością, że w swoim życiu nie dokonałem nic wielkiego. Tak, to jest moje największe marzenie. Dokonać czegoś wielkiego. Czym jest to coś wielkiego? Nie mam pojęcia. Może to będzie rzeczywiście coś spektakularnego, a może będzie to po prostu codzienna, sumienna praca z pacjentami? Jak dla mnie właśnie taka praca, ciągła i cierpliwa praca z chorymi ludźmi jest największą rzeczą jakiej dokonują lekarze.

    I na koniec zostawiłem sobie to co dla mnie jest najistotniejsze, to co stanowi poniekąd wisienkę na torcie. Praca z ludźmi. Nie wyobrażam sobie żebym mógł całymi dniami samotnie pracować nad jakimiś projektami, żebym coś konstruował i tak dalej. Tak, to też są zapewne istotne rzeczy i bardzo istotne dla ludzi. Ale ja jednak potrzebuję czegoś innego.

    I tak właśnie praca, która w największej mierze polega na pomaganiu ludziom, na szukaniu rozwiązania ich problemów, na ulżeniu im w cierpieniu to jest ta praca w której siebie widzę.  Ktoś mógłby powiedzieć, że nie znam realiów, że nie wiem tak naprawdę na czym to polega. Dobra, może i ma rację. Ale wybierając taki a nie inny kierunek studiów, a następnie decydując się na taką pracą podejmuje to wyzwanie z całym inwentarzem. Jestem przekonany, że chociażby trafiło mi się 99 pacjentów niezadowolonych z życia i na wszystko narzekających i 1 który okazałby chociaż cień wdzięczności to właśnie ten jeden sprawiłby, że zapomniałbym o problemach związanych z tymi 99.

    Ha, trochę napisałem. Jestem pewny, że to nie wszystko co chciałbym przekazać, ale na ten czas tyle mi przyszło do głowy.

    Ekim.

    3 stycznia 2013

    New Jer

    Tak, tak. Nowy rok. Wszystkiego najlepszego i tak dalej :) Miejcie swoje postanowienia, których i tak nie będziecie przestrzegać, jak ja sam kiedyyyś. Albo zamiast tego stawajcie się lepszymi zarówno dla siebie, jak i dla innych, przez cały czas. Nie tylko w pierwszej połowie stycznia.

    Wkrótce cz. 2 by ekim & ebe. Stay tuned!