30 maja 2014

Just Another Blog Post

Dzisiejsze zajęcia z immunów, najdłuższe z dotychczasowych, pokazały co naprawdę jest ważne w tym całym studiowaniu. Powinniśmy zapamiętać ogół. Nasza pamięć nie pojmie całego materiału z ćwiczeń. Ba, nawet nie będziemy pamiętać, że na studiach był taki przedmiot. Pamięć ludzka jest ułomna, a studenci medycyny na pewno nie są wyjątkiem.

Z ostatniej immunologii poradzono zapamiętać dwie rzeczy. Pierwsza: jest coś takiego jak pierwotny niedobór odporności, a druga: młody chorowity człowiek, będący ciągle na antybiotykach, może mieć taką właśnie ułomność układu immunologicznego. I tyle. Nie oszukujmy się, wychodząc z sali (i przechodząc przez próg) zapomina się przynajmniej połowę materiału. Nie mówiąc już o kolejnym dniu, a o kolejnym roku nawet nie myśląc.

Ciekawostką, którą zapamiętam jednak na długo, było zaskakujące naukowe nazewnictwo. Poznaliśmy kinazę zwaną JAK-3, której uszkodzenie występuje w SCID (ciężki złożony niedobór odporności). Ten zlepek znaków niekiedy tłumaczony jest jako akronim od Just Another Kinase 3 czyli inaczej rzecz biorąc jakaś tam kolejna kinaza. Ot, taki standardowy żart "naukawy". Heheszky.

24 maja 2014

Misz, masz, patolog

Asystent wąsaty zaproponował przedstawienie pracy patomorfologa w lubelskiej jednostce. Oczywiście zamiast normalnych zajęć, co wszystkich uradowało niezmiernie. Do końca semestru zostało jeszcze kilka spotkań, które każdy, z prowadzącym włącznie, będzie miał w głębokim poważaniu. Ostatni kolos już był, a kolejny czeka dopiero po wakacjach. Materiał z ćwiczeń zdąży ulecieć gdzieś, gdzie ulatuje cała wiedza studentów, więc każdy wie, że nauka w tym momencie byłaby bezcelowa.

Doktor pokazał w skrócie proces analizy materiału his-pat, a także wszystkie maszyny pomocne w całej zabawie. Wartość każdej z osobna odpowiadała przynajmniej samochodowi średniej klasy. Nieźle.

Z ciekawszych - pobabraliśmy się też w kale z jelita grubego. Ponoć taka zabawa to normalka, więc ponarzekaliśmy na to, jak niepoprawnie można wysłać pudełko z niespodzianką do badania histopatologicznego. My się nie bawiliśmy oczywiście, tylko podziwialiśmy jak klockami bawił się nasz patologiczny ojciec.

Zajęcia z tegoż przedmiotu cieszyły się w naszej grupie dobrą opinią, głównie za zasługą charyzmatycznego i inteligentnego asystenta. Poza materiałem o tematyce "ćwiczeniowej", dowiedziałem się na nich wiele ciekawych rzeczy. Dla przykładu:
- maszyny są gorsze od ludzi, bo nie można ich opieprzyć
- preparaty mogą mieć ponad 80 lat i być nadal czytelne (sam sprawdzałem i nie potrafiłbym chyba odróżnić starego szkiełka od nowego)
- zawód patomorfologa jest bardzo potrzebny i jednocześnie bardzo niedoceniany
- mało kto chce realizować się w tej specjalizacji
- patomorfolog może zawsze zapytać kolegów o zdanie podkładając im swoje szkiełko pod nos
- jako patomorfolog nie licz na zarobienie kokosów
- patomorfolog to nie lekarz (kiedyś nim był, ale przestał już leczyć ludzi)
- raz na jakiś czas trafia się guz w wycinanym wyrostku robaczkowym, dlatego bada się preparat po zdiagnozowaniu
- rak to zawsze nowotwór złośliwy, ale nowotwór złośliwy to nie zawsze rak
- patomorfolodzy z reguły nie lubią robić sekcji i robią to bardzo rzadko (za to analizują ogromną ilość materiałów histopatologicznych)
- obowiązek "trzymania" zarchwizowanych materiałów przez ten sam okres co całej dokumentacji medycznej jest dość kłopotliwe w patomorfologii, żeby nie powiedzieć, że jest wrzodem na tyłku
- co by lekarz nie zrobił, i tak przynajmniej połowa jego pacjentów wyzdrowieje
- po studiach z reguły nic się nie pamięta, a praktyczna umiejętność wykonania zawodu przychodzi z czasem i rutyną
- młoda marchewka ma więcej azotanów od starej, więc lepiej nie podawać jej dzieciom
- żadna osoba w grupie nie ma za złe swoim rodzicom tego, że zlali ją kiedyś po tyłku

Kilka ciekawostek, trochę nieprawdy, domieszka ploteczek. Taki misz-masz.

19 maja 2014

A co Ty zrobisz?

Całe liceum leciałem na trójach i dwójach. I rzeczywiście, zdobywane oceny były odzwierciedlemiem mojej wiedzy - ogarniałem tyle, ile było ostatnio dni bez ulewy (czyt. mało). Same sprawdziany to telefon pod ławką i wikipedia zżerająca pakiet internetowy. Jeśli odpowiedzi nie pokrywały się słowo w słowo z tym, co dyktowano na zajęciach, dostawałem maksymalnie połowę punktów za zadanie. Czyli zawsze.

Zajęcia biologii sensu miały dla mnie tyle, ile ma go teraz dziewiczy wąsik u młodych Tajwanów. Gdzieś tam istnieje, ale staram się to omijać z daleka. Po miesiącu czy dwóch zrezygnowałem z prowadzenia zeszytu, a po pół roku z udzielania się na lekcjach w ogóle. Aktywność na tych konkretnych zajęciach była dla mnie kompletnie bezcelowa. Olałem sprawę i przestawiłem się na inne czynności. Preferowałem jedzenie kanapek pod ławką, marzenia senne i czytanie czegokolwiek.

Zamiast próbować zdobywać piątki, plusy i pochwały, usiądź na chwilę i zastanów się po co to wszystko. Czy robisz to dla siebie, wiedząc czym zaowocuje wysiłek, co chcesz osiągnąć i w którą stronę zmierzasz? Jeśli tak, gratulacje! Wtedy nie ma opierdalania się, robisz wszystko co w twojej mocy i jeszcze więcej. Na koniec zadziwiając siebie samego. Tak było z maturą.

Czy może nie chcesz zawieść rodziców lub nauczycieli, boisz się ich gniewu albo chcesz by byli z ciebie dumni? Uczysz się dla siebie czy dla innych? Tekst, który wiele razy wleciał jednym uchem i szybko wyleciał drugim. Tak szybko, że nie starczyło czasu by się nad nim zastanowić. Tak było przed szkołą średnią.

Czy cofając się w przeszłość uczyłbym się więcej? Nie. Jeśli jednak pada pytanie o zalety uczenia się w liceum, przedstawiłbym jedną, dość istotną. Na pewno uczyłbym się uczyć efektywniej. Anatomia na pierwszym roku studiów medycznych jest pewnego rodzaju testem tej umiejętności. Jeśli na początku widzisz, że oblejesz, zaczynasz eksperymentować. Szukasz róźnych metod, sposobów, trików na polepszenie efektywności w nauce - by było szybciej, więcej i na dłużej. Organizujesz czas, ustalasz priorytety. Od razu lecisz na głęboką wodę.

Umiem nauczyć się wiele w krótkim czasie z wkuciem i ze zrozumieniem. Działa tylko wtedy, gdy mam na to mało czasu - pod koniec semestru. Odcinam się od świata, zagłebiam się w krainie nauki po czubek głowy wykorzystując każdą chwilę i kierując tam całą uwagę. To potrafię. Matura, pierwsza sesja, druga sesja. Z tą będzie podobnie.

Nie umiem się uczyć systematycznie. Tak naprawdę systematycznie. Zawsze coś poczytam, to tu, to tam. Kolokwium zaliczę i mam spokój. Tylko zrozumienie przychodzi dopiero na koniec, przed egzaminem. Dopiero wtedy składam wszystko w logiczną całość. To wyzwanie na najbliższy czas. Tworzyć ogromny obraz, nie wiele rysunków.

Masz dużo czasu do matury i pytasz co począć? Ucz się uczyć. Stawiaj przed sobą wyzwania. Sprawdzian z biologii? Spróbuj nauczyć się go kilka dni przed terminem, wykorzystując 50% czasu poświęcanego dotychczas na naukę. I niech to będzie prawdziwe poznawanie tematu, nie przeczytanie rozdziału i przerywanie nauki co kilka minut. Udało się? Podnoś poprzeczkę jeszcze wyżej.

Skąd masz wiedzieć czy dobrze Ci idzie? Sprawdzaj się sam, stawiaj przed sobą pytania. Pytaj o to, co przeczytałeś na stronie, którą właśnie kończysz. O czym mówił akapit, który przed chwilą przemknął przed twymi oczami? Jeśli miałbyś komuś opowiedzieć o tym, czego właśnie podobno się nauczyłeś, co byś powiedział? Mów, na głos. Niech rodzina wie, że coś nie tak jest z twoją głową.

I pamiętaj o życiu i swojej młodości. Nie płacz, że nie masz czasu, bo na tym etapie oznacza to tylko brak umiejętości jego organizacji. Więcej wolnego już mieć nie będziesz, więc czerp garściami. Ucz się nie tylko szkolnych przedmiotów, odkrywaj nowe. Smakuj kultury. Obejrzyj filmy, które pozostawią refleksje. Przeczytaj książki, które zmienią spojrzenie na świat. Poznaj ludzi, którzy zadziwią historią. Pojedź tam, gdzie Cię nie było. Zrób coś inaczej niż zawsze.

To nic nie kosztuje, tylko trochę młodzieńczej chęci. Daj znać jak Ci poszło.

12 maja 2014

Kocham panią z NZOZ

Podczas świąt odwiedziłem znów rodzinkę i załatwiałem praktyki. W tym roku wg rozpiski 90h rodzinnego i 30h SORu. Rewelacyjny plan powstały z myślą o wysoko skutecznej edukacji.

Tyle medycyny rodzinnej powinni chyba przepisywać jako terapię na bezsenność. Tym bardziej dziękowałem pani dr za pierwsze skierowane do mnie pytanie: “Chcesz tylko podpis?” z życzliwym uśmiechem pokazującym, że rozumie jaki to bezsens i strata czasu. Rodzinnego trzy tygodnie, no chyba żartujecie. Siedziałbym tyle czasu na tyłku i robił wywiad okraszony ewentualnymi atrakcjami w postaci osłuchiwania pacjenta. A może ktoś pokusiłby się o chęć na per rectum? W końcu jest to badanie zalecane jako “rutynowe”.

Praktyki z SOR odbywam w znanym mi już szpitalu z ubiegłego roku. Tylko zmiana oddziału i towarzystwa. Chociaż nie, P. i tak napatoczyła się tam razem ze mną ;)

4 maja 2014

O, biologu

Naszły mnie nowe pomysły i wklepałem “emes” w wyszukiwarce na biologu. Ciekawe ciekawości ujrzałem, nieźle się uśmiałem i przedstawiam tu kilka sprostowań coby doedukować niektórych. :)

  • Nie studiuję weterynarii. Skąd wam to w ogóle przyszło do głowy?
  • Celem mojego istnienia na tym świecie z pewnością nie jest “zniszczenie marzeń innych”.
  • Nauczyłem się do matury w krótkim czasie. Samo określenie “od Świąt Wielkanocnych” jest jednak nieprecyzyjne i jak w 2012 roku do matury było trochę czasu, tak w tym roku praktycznie wcale.
  • Czy może być to trudne? Tak, ale nie musi. Recepta? Wiedz, co chcesz robić w swoim życiu. Jeśli nie chcesz i udajesz w stylu "Tak mamo, chcę być lekarzem.", ujawni się to brakiem motywacji.