tag:blogger.com,1999:blog-90072421512908666712024-03-11T11:38:04.515+01:00eMeS the DocEvents, thoughts and curiosities of a young medical student's lifeeMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.comBlogger179125tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-51112919854946307492015-05-17T11:11:00.000+02:002015-05-17T11:15:49.021+02:00Czy warto?Na to pytanie trzeba odpowiedzieć sobie samemu. Ja mogę pomóc tylko trochę.<br />
<br />
Czas wolny? Nie ma go zbyt wiele, ale czy to wielkie odkrycie? Lekarz, medycyna, wiadomo. Wystarczy jednak trochę samodyscypliny by znaleźć chwilę na oderwanie się od codzienności. Lekarski to niezbyt dobry kierunek, kiedy od życia oczekujemy świętego spokoju, by móc bez zmartwień przeglądać bezkres Internetu.<br />
<br />
Bywają momenty, że sam się zastanawiam. Czy starczy mi czasu dla dziecka, dla żony, dla reszty rodziny? Dla siebie samego? Czy będę w stanie znaleźć równowagę i nie wpędzić się w wir pazerności i chęci zarabiania jeszcze więcej kosztem życia prywatnego? Czy praca będzie dla mnie, czy to ja będę pracy niewolnikiem?<br />
<br />
Stres? Na studiach jest go tyle, ile zafundujesz sobie sam. Można uczyć się i być spokojnym, można płakać po kątach nie robiąc nic. Natomiast praca lekarza będzie już inna, kończą się żarty, zaczyna zmartwienie. Czy znam swój fach na tyle, by pacjent mógł mi w pełni zaufać?<br />
<br />
Stres w pracy będzie częstym towarzyszem, bo chodzi tu przecież o życie ludzkie. Z biegiem lat może zmieni się ta relacja i miejsce stresu zajmie rutyna, znudzenie czy nienawiść do ludzi. To, jak będzie, zależy w głównej mierze od nas samych i nieco od tego, z czym życie w swoim biegu zgotuje nam spotkanie. Jednak wciąż są to jedynie moje przypuszczenia - dla każdego praca będzie czym innym i stosunek do niej też będzie odmienny.<br />
<br />
Pieniądze? Jako rezydent w okolicach 2500 zł na rękę. Jako specjalista już więcej, co zależy m.in. od profesji czy liczby dyżurów.<br />
<br />
Prestiż? Można powiedzieć, że jeszcze trochę się tli. Ostatnio maleje w oczach szacunek i zaufanie do lekarzy, czesto za sprawą mediów. Badania pokazują jednak, że nasze społeczeństwo na co dzień ma małe zaufanie do lekarzy. Nastomiast już pod gabinetem i gdy coś się złego dzieje - zaufanie sięga ponad 90%.<br />
<br />
Mógłbym jeszcze wspomnieć dlaczego ja sam wybrałem medycynę. Nie ma jednak sensu się tu rozpisywać, ponieważ wszystko zostało już wcześniej opublikowane na blogu:<br />
<br />
<a href="http://emesthedoc.blogspot.com/2012/12/a-po-co-na-co-czemu-to-tak.html">A po co, a na co, a czemu to tak?</a><br />
<a href="http://emesthedoc.blogspot.com/2012/12/jak-to-we-bie-powstao-ze-sie-takich.html">Jak to we łbie powstało, że się takich studiów zachciało</a>eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com34tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-11026172408837502022015-03-15T23:59:00.001+01:002015-03-15T23:59:20.496+01:00Semestr VFarmakologia zdana. Patomorfologia zdana. Genetyka, anatomia chirurgiczna i radiologiczna, zdrowie publiczne, propedeutyka interny i pierwszy semestr propedeutyki pediatrii też zdane. Inne pierdoły też zdane.<br />
<br />
Sesja najtrudniejsza z dotychczasowych i pewnie też z całych studiów. Dawka atrakcji przewidzianych przez osoby odpowiedzialne za nowy plan zaowocowała ogromną zachętą do zrozumienia materiału. Taką jak zachęty MZ do ograniczenia emigracji młodych lekarzy.<br />
<br />
Farma i patomorfa w jednej, zimowej sesji to po prostu mistrzostwo (wcześniej te przedmioty zaliczane były osobno). Z pierwszą romansowałem od grudnia, druga musiała zadowolić się trzema dobami. Pierwsza zaliczona od razu, druga była do poprawy.<br />
<br />
Wyższe sfery zmądrzały i zmieniły plan dla kolejnego roku, żeby takie rzeczy się już raczej nie działy. Szkoda tylko, że w tym przypadku natrafiam na same eksperymenty. A na chwilę zastanowienia już niestety czasu brakuje i rzucane są co chwila nowe, zadziwiające pomysły. W najbliższym odcinku zapraszam więc na trzy ćwiczenia z kardiologii upakowane w jedno i medycynę ratunkową, której nie ma.<br />
<br />
Kabaretu ciąg dalszy. Otóż na koniec genetyki klinicznej okazało się, że jeden wydział jest pod władaniem jednej katedry UM, a drugi wydział - innej. A na koniec zaliczenie. Więc robimy co możemy, żeby go nie było. <br />
Jedna katedra: “OK, macie dwie wielkie kobyły w tej sesji, więc można będzie zaliczyć przedmiot na podstawie samych punktów z ćwiczeń.” Druga: “Nie ma mowy.” Czas upływał na prośbach do drugiej katedry o odwołanie testu. Nic nie pomagało. Aż tu nagle, kilka dni przed ostatecznym terminem, powiedziano: “Zgoda”.<br />
<br />
Tyle, że wtedy pierwsza katedra zmieniła zdanie i nie udało się zaliczenia odwołać. Co jeszcze lepszego można tu dodać? W międzyczasie rozmawialiśmy ze starszym rokiem, który miał ten przedmiot równo z nami. Zaliczenia nie mieli. Pytam dlaczego. “No, bo egzamin z patomorfy mamy, dużo nauki, to poprosiliśmy o odwołanie zaliczenia.”.<br />
<br />
Co do patomorfy, egzamin był taki sam zarówno dla III jak i dla IV roku, który miał patomorfologii o semestr więcej i w sesji żadnych innych dużych egzaminów.<br />
<br />
Tyle na wstępie, z wolna wracam do pisania. Ponarzekałem tyle co nigdy, ale czasem trzeba pokazać też drugą stronę. Bez samego “Będę super doktórem. Medycyna jest super. Jest super.”eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-91637211166905372202014-12-21T23:47:00.001+01:002014-12-28T11:35:57.298+01:00Czas na KitKatJak co roku ogłaszam sesyjną przerwę od blogowania. Do zobaczenia w nowym semestrze. :)<br />
<br />
Poza nauką, okres ten spędzę na wymyślaniu tematów na nowe posty. Jeśli posiadacie pomysły co do blogowych tekstów, zawsze jestem na nie otwarty. Jak zwykle pomyślę też trochę nad sensem istnienia tego miejsca, sensem dalszego rozwijania go i kierunkiem ewentualnego rozwoju bloga.<br />
<br />
Wesołych Świąt życzę wszystkim czytelnikom. Szczęśliwego Nowego Roku oraz dużo zdrowia!<br />
eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-58567750924459606742014-12-14T23:46:00.003+01:002014-12-14T23:49:20.753+01:00Rozproszenie<div><p>Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego gdy na ulicy dzieje się coś złego, rzadko kto reaguje? Gdy krzykniemy "Pomocy!", nikt nie odpowie na wezwanie? A kiedy <em>poprosimy</em> tłum gapiów o telefon na pogotowie, mało kto nam pomoże?</p> <p>Niektórzy nazywają to znieczulicą społeczną, ale jest też inne wyjaśnienie tego zjawiska. Psychologia określa to efektem "<em>rozproszenia odpowiedzialności</em>".</p> <p>Im więcej osób, tym większa szansa, że nikt nam nie pomoże. Rachunek prawdopodobieństwa tutaj nie zadziała. Dlatego też zaprezentuję tu kilka podstawowych porad w takich sytuacjach.</p> <ul> <li><p>Jeśli widzimy osobę, która wydaje się potrzebować pomocy, pytamy ją czy wszystko w porządku. To tylko kilka sekund uwagi, a i tak momentalnie znajdziemy się w niewielkim procencie osób, które zrobią cokolwiek.</p></li> <li><p>Gdy potrzebna jest nam pomoc, wołamy "Pan w zielonej kurtce! Proszę mi pomóc!". Zwrócenie się w taki sposób do pobliskiej osoby, angażuje ją o wiele bardziej niż "Niech ktoś mi pomoże…". W przypadku odmowy prośbę kierujemy do kogoś innego.</p></li> <li><p>Prosząc o telefon na pogotowie, wspominamy numer, z którym należy się połączyć. "Niech Pan zadzwoni na pogotowie, numer 999!"</p></li> </ul> <p>Dlaczego o tym piszę? Jakiś czas temu przytrafiła mi się podobna sytuacja, a jest to drobna rzecz, o której warto wiedzieć, ponieważ może sprawdzić się w przyszłości każdego z nas.</p></div>eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-17419489702750671022014-12-07T23:14:00.001+01:002014-12-07T23:23:12.218+01:00Mikołajki<div><p>Wyglądam przez okno, a tu setka motocykli mknie przez skrzyżowanie. Każdy kierowca w kolorach czerwonym i białym, z mikołajową czapką i prezentami pod pachami. Wszyscy jechali w kierunku Dziecięcego Szpitala Klinicznego, do chorych dzieciaków, podarować prezenty i wymalować radość na twarzy.</p> <p>Widok małego pacjenta w szpitalu jest kompletnie odmienny od widoku dorosłego. Rusza bardziej to coś w środku każdego z nas. I tak samo widok stada Mikołajów z wiatrem w czapeczkach też skłoni do kilku głębszych myśli, przywoła uśmiech. Wspaniały widok, gdy widzi się tak dużą grupę osób chcących jakoś pomóc. Jeszcze piękniejszy, gdy widzi się uradowane dzieciaki.</p> <p><a href="http://www.kurierlubelski.pl/artykul/3674954,motomikolaje-przejechali-przez-lublin-zawiezli-do-szpitala-prezenty-dla-dzieci-wideo-zdjecia,id,t.html">Kurier Lubelski</a></p></div>eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-83304251714169316072014-11-30T23:47:00.001+01:002014-12-02T14:51:19.450+01:00Seanse przy jedzeniu<div>
Nadszedł ostateczny czas na rozprawienie się z filmowymi załegłościami. Przez ostatnie dni obejrzałem więcej filmów niż przez ostatnie lata (nie licząc wakacji i świąt). Wystarczyło podczas obiadu i innych posiłków włączyć seans na tablecie.<br />
<br />
Dzięki temu rozwiązaniu nie czuję się tak zabiegany, jak zwykle i mam poczucie posiadania większej ilości wolnego czasu. Co więcej, jeden film oglądam przez 2-3 dni, dzięki czemu wydaje się o wiele dłuższym niż w rzeczywistości. Osobiście nie przepadam za czasem trwania przeciętnego seansu kinowego, stanowczo preferuję dłuższe. A już najlepsze są krótkie seriale w stylu <em>Band of Brothers</em>. <br />
<br />
Od tego czasu jedynie w czasie śniadania nie oglądam poruszających się obrazków. Ten czas zarezerwowany jest na sprawdzenie najnowszych wiadomości ze świata i bliskich okolic, czyli Facebook, Twitter i Reddit.<br />
<br />
A tu lista filmów: <em>Despicable Me</em>, <em>Despicable Me 2</em>, <em>50/50</em>, <em>Edge of Tommorow</em>, <em>Life of Pi</em>, <em>It's a Wonderful Life</em>, <em>The Departed</em>, <em>Gattaca</em> oraz <em>Taxi Driver</em>.</div>
eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-24827833368738028902014-11-23T23:14:00.003+01:002014-11-23T23:14:38.043+01:00Koło znieczulająceSkończyłem z kołem kardiologicznym. Same prezentacje raczej mi nie pasowały, a na projekty czy badania obecny semestr raczej nie przyzwala. Dzięki M. odnalazłem za to koło anestezjologiczne.<br />
<br />
Pierwsze zebranie przywitało mnie standardową formą w postaci kilku prezentacji. Poruszono kwestie dokumentacji medycznej oraz rodzaje znieczuleń miejscowych. Prezentacje dały radę, ale najlepszy element stanowił opiekun koła, który co chwilę dodawał do przeźroczy coś od siebie. Dzięki temu o wiele przyjemniej słuchało się tego przedstawienia. Przeźrocza, to inaczej slajdy w mowie staropolskiej używanej przez niektórych asystentów i jest pojęciem nader lubianym przez brać studencką.<br />
<br />
Co jednak spowodowało, że zabrałem się za to koło od razu, jak tylko o nim usłyszałem? Praktyka: dyżury i warsztaty. Możliwość przypisania się do danego lekarza anestezjologa i spędzenia z nim romantycznego dyżuru we dwoje z dodatkiem zwiotczałego pacjenta. Poza tym, na kilka godzin można przyjść i czerpać z wiedzy i doświadczenia, jaką starsi doktorzy chcą z chęcią przekazać młodemu pokoleniu.<br />
<br />
Na razie kariery zabiegowej nie planuję, ale to dobra okazja do nauczenia się podstawowych i tych bardziej zaawansowanych robótek ręcznych z dodatkiem teorii przydatnej w klinice, a nie znalezionej w suchej literaturze. Pierwszy dyżur w sobotę.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-19027577940699002412014-11-16T23:21:00.003+01:002014-11-16T23:21:48.543+01:00Bob assyPropedeutyka pediatrii i interny to póki co jedyne przedmioty na których mam rzeczywisty kontakt z pacjentami. “Propedeutyka” czyli jeszcze nie nauka właściwa. Bez dogłębnych diagnoz, a za to ze skupieniem się na wywiadzie i badaniu pacjenta. Dziś będzie o nauce dziecięcej.<br />
<br />
Notes w kieszeń, stetoskop w drugą i jedziemy z werwą na pierwsze zajęcia pediatrii. Na wstępie okazaliśmy się być bandą idiotów, najgorszą grupą. Tyle z radości. Dwukrotne przeczytanie materiału na seminarium uznaliśmy za wystarczające, słysząc od innych, iż przedmiot ten bardzo fajnym jest i dużo się uczy praktycznie, a teorię wystarczy znać na tyle, ile przyda się w nauce praktyki. Jakie było nasze zdziwienie, gdy zostaliśmy przemaglowani z najdrobniejszych szczegółów, przy okazji też z biochemii. Stwierdzono, że nasza pani dr nie pyta o szczegóły.<br />
<br />
Na każdych zajęciach początek ten sam, zawsze znajdzie się coś czego nie wiemy albo czego nie zrozumieliśmy. Nie jesteśmy w stanie sami powiedzieć na co zwracać uwagę i co jest ważne w odmętach obowiązującego materiału. Szkoda, że brak tu zależności: studenci nie rozumieją - asystent im tłumaczy, najczęściej w sposób o wiele bardziej przystępny niż w książkach. A tu klops: “ja wam tego nie powiem, tego to musicie się sami douczyć”.<br />
<br />
Wstępne niedogodności zostają wynagrodzone kliniką samą w sobie. Taki plus naszej dr, że praktyczne umiejętności stara się nauczyć jak najlepiej i bardzo dobrze jej to wychodzi. Na każdych dotychczasowych zajęciach sporo się dowiedzieliśmy i ostatecznie wychodziliśmy z nich uśmiechnięci, zapominając o wcześniejszych nieprzyjemnych wydarzeniach. Trzymanie dziecka, sprawdzenie odruchów, obejrzenie ciała, osłuchanie serca i płuc - z tym miałem już kontakt.<br />
<br />
<a href="https://www.blogger.com/cda.pl/video/1504821b/Rosyjski-Pediatra"><b>Znany rosyjski pediatra</b></a> robił to samo co my, tylko dziesięciokrotnie szybciej. W studenckiej praktyce każdy bał się o małego szkraba, którego trzymał w rękach. Sprawdzając odruchy każdy postępował jak najdelikatniej, by nic nie uszkodzić w “naszym” maluchu. Doktor za to się nie bawiła, tylko konkretnie wyginała, szarpała i macała noworodki, podobnie jak ten Rosjanin, tylko może trochę wolniej.<br />
<br />
A teraz dwa tygodnie odpoczynku od pediatrii. Bo remont czy coś. Ale to już nie jest ważne :)eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-52477687808878054562014-11-10T07:57:00.001+01:002014-11-10T07:57:46.396+01:00USG<div>Po zakończeniu anatomii chirurgicznej przyszedł czas na anatomię radiologiczną. Składa się ona także z czterech zajęć - dwa z nich dotyczą ultrasonografii, a pozostałe tomografii komputerowej.</div><div><br></div><div>Ćwiczenia były doprawdy wyborne. Zostałem wybrany na ochotnika do przebadania wszerz i wzdłuż w czasie trzech godzin leżenia i poddawania się badaniu każdego z 9 młodych jeszcze-nie-doktorów na sali.</div><div><br></div><div>Na wstępie zajęć ugoszczeni zostaliśmy krótką prezentacją wprowadzającą do tematu, po której zabraliśmy się do zabawy właściwej. Ja wziąłem się do leżenia i wstrzymywania oddechu w określonych momentach. I do patrzenia w telewizor, bo takowy został podpięty do aparatury by i sam "pacjent" mógł poznać swoje wrażliwe wnętrze.</div><div><br></div><div>Badanie odbywało się według konkretnego schematu pozwalającego na sprawdzenie kluczowych elementów jamy brzusznej i serca. Zostałem sprawdzony pod kątem serca, nerek, śledziony, trzustki, pęcherzyka żółciowego, wątroby i pęcherza moczowego z prostatą. Oprócz samych narządów określaliśmy też położenie naczyń takich jak np. aorty, żyły głównej dolnej, żyły wrotnej, żyły śledzionowej, tętnicy krezkowej górnej czy przewodu żółciowego wspólnego. Do tego jeszcze kilka zachyłków i finito.</div><div><br></div><div>Każdy ze studentów powinien był wykonać taki schemat sprawdzający. Po kilku rundkach oglądanych na TV znałem już swoje organy jak własną kieszeń i znalezienie danego narządu w moim ciele nie stanowiło już dla mnie problemu.</div><div><br></div><div>Trochę gorzej, kiedy na sam koniec "zamieniliśmy się" rolami i zbadałem P. W cudzysłowie, bo byłem jedynym który ją badał - mnie przejrzeli wszyscy. I tu zdziwienie, bo różnic sporo. Aorta malutka, naczynia całkiem inne, wątroba z resztą narządów jakieś dziwne. No i ta urocza macica, której endometrium przypominało mi ścięty pień drzewa. Niestety, ku mojemu zdziwieniu nikt inny nie potrafił dostrzec tej głębi na tyle by ujrzeć tam drzewo.</div><div><br></div><div>No i żarciki. Asystentka sprawdzając stan moich kiszek co chwila komentowała, że jestem "dobry materiał na męża", "przegląd zrobiony i można brać" czy "ślub zamawiać już można". Na koniec życzyła w USG "pierścionka z brylantem". Na razie podziękuję.</div>eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-22834450459680472342014-11-02T23:17:00.004+01:002014-11-02T23:17:56.960+01:00Z brakuDzisiaj będzie mało merytorycznie. Nie chciało mi się pisać nic, organizować czasu też nie, robić czegoś konkretnego i uczyć też mi się nie chciało. Wyszło, że zrobiłem całe nic.<br />
<br />
Każdy wie o czym piszę. Kilka dni przed kolosem i czujesz, że progres jaki robisz jest znikomy. Raz na jakiś czas musi się wydarzyć coś podobnego, żeby studentowi małemu zresetować system i przypomnieć, żeby nie mówił na koniec dnia, że "coś tam porobił".<br />
<br />
Co by młodsi nie myśleli, że takie coś to wyjątek tylko dla nich. Bądź też, że wydarzy się to tylko raz czy dwa. :)eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-22851198067347917062014-10-26T21:40:00.001+01:002014-10-26T21:43:22.515+01:00Miasto moje a w nimLublin jest miastem studentów. Wiadomy to fakt na cały nasz wspaniały kraj. I rzeczywiście studentów tu od groma, imprezy też studenckie, a gdzie nie zajrzysz, tam student. UMCS, KUL, UM, Politechnika i kilka innych ośrodków daje w sumie całkiem pokaźną liczbę studenckiej braci.
<br>
<br>Lublin i sama starówka - są. Kilka głównych ulic Starego Miasta i wystarczy. Raczej mnie nie zachwyciły, ale można znaleźć zarówno piękne nocne widoki, jak i dobrą knajpę na spotkanie z przyjaciółmi.
<br>
<br>Może zastanawiasz się nad lekarskim i myślisz o mieście pod względem "ładne, ciekawe, znane od średniowiecza"? Chcesz gdzieś mieszkać, aby pozwiedzać to miasto, a piękne ulice i kamienice miały y wywoływać codzienny uśmiech na twarzy?
<br>
<br>Najwięcej zwiedzisz odwiedzając wymarzone miejsce na weekend lub tydzień, a nie w ciągu kilka godzin tu i tam po zajęciach. Uliczki przemierzane codziennie w końcu się znudzą. A na lekarskim o kompleksowym zwiedzaniu miasta myśleć będą raczej pasjonaci.
<br>
<br>Co należy cenić? Bliskość uczelni. Oj tak. Jakie mam szczęście, że w najdalsze miejsce zajęć jest ode mnie oddalone o 30 minut drogi piechotą, a nie na drugim końcu miasta. Najbliższy budynek UM mam po drugiej stronie drogi, a kilka innych w odległości mniejszej niż kilka minut marszem.
<br>
<br>Ludzie w Lublinie są jak w każdym innym mieście. Różnica taka, że zamiast kiboli Wisły czy Legii, mamy dresów z Lubartowskiej. Takich życzliwych - tu zatroszczą się o opony, które musisz w końcu wymienić, więc je podziurawią; tu o wysokie przychody warzywniaka, co by wszyscy byli równi, więc go okradną. Ot, miejskie życie.
<br>
<br>Jedyne na czym się zawiodłem to ceny wynajmu mieszkań. Są takie same jak w większych polskich miastach. Miałem nadzieję, że będzie taniej, a tu klapa.
<br>
<br>Mamy też duże ilości obcokrajowców. Tam Tajwan, tu Ukraina, za rogiem USA, a z Chińczyków i tych podobnych zawsze jest ubaw. Kasę wydają na wszystko, taksówką jadą 500 metrów, ludzie w Lublinie zarabiają i jakoś to się kręci.
<br>
<br>I trolejbusy też są.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-9852472425483422212014-10-20T00:12:00.001+02:002014-10-20T00:12:37.096+02:00Interwały skupieniaDziś znów o uczeniu. Wciąż odkrywam na tym polu nowe rzeczy i uczę się lepszego gospodarowania zarówno czasem jak i uwagą. Ileż to rzeczy próbowałem, ile o tym już czytałem. Mam nawet wrażenie, że odkryłem swój sposób na naukę, ale pewnie gdzieś zaginął w odmętach myśli. Czasem tak bywa, że nawet jeśli coś działa bardzo dobrze, to gdzieś po drodze zapomina się o tym i dalej męczy się starym sposobami.
<br>
<br>Niekiedy idzie mi to tak mozolnie jak dziś. Tutaj robię postępy na tym polu, a tu się cofam. Tak, cofam się. Ot, na przykład gdy czytam robiąc coś innego w tym samym czasie. A wiem doskonale, że to na nic. I tak siedzę, dopóki nie zdam sobie sprawy z własnej głupoty.
<br>
<br>Do nauki potrzebuję pełnej koncentracji, bo bez niej ani rusz. Osiągnięcie pełnego skupienia niekiedy wymaga poświęcenia kilkudziesięciu sekund. Zdarza się jednak, że i po godzinie nie wiem gdzie jestem i co ja czytam. Bywają też całe dni letargu i bezproduktywności.
<br>
<br>Natomiast gdy już uporządkuję myśli, chcę pozostać w tym stanie jak najdłużej. Dlatego też staram się, by czas skupienia i nauki był z reguły dłuższy niż kilkanaście minut - optymalnie ponad 30 i mniej niż 90 minut. Nie przerywany niczym.
<br>
<br>Zerwanie połączenia Maciej-koncentracja wymaga do regeneracji poświęcenia kolejnego "okresu wstępnego". Dlatego sprawdzanie sesemesków podczas nauki tu nie działa - zanim przejdę ponownie cały korytarz do mojej naukowej izolatki, muszę zawrócić, aby przeczytać, odpisać i zdekoncentrować się.
<br>
<br>***
<br>
<br>P. ma zakaz odzywania się do mnie, gdy widzi, że uczę się w skupieniu. I tak często go łamie, bo nie może wytrzymać z tęsknoty - tak, tęsknota na odległość 2 metrów istnieje.
<br>
<br>Odrzucam myśli kotłujące się w głowie. Staram się jak najwcześniej zauważyć, że przestałem rozumieć co czytam i wodzę tylko wzrokiem kolejne linijki tekstu myśląc o czymś bardzo ważnym (nieważnym).
<br>
<br>Nieznanych pojęć nie wyszukuję od razu w Google, tylko spisuję je na kartce do późniejszego przejrzenia.
<br>
<br>Wodę, notatki i inne potrzebne rzeczy trzymam przy sobie minimalizując potrzebę wstawania od biurka.
<br>
<br>I tyle. A bywa, że żaden sposób na koncentrację nie działa. Wtedy idę jeść, spać lub jak to facet - na kibel.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-41619601176057302332014-10-12T23:45:00.001+02:002014-10-12T23:46:30.200+02:00Małe rzeczy ...... denerwują najbardziej. Już kolejny tydzień, przynajmniej raz dziennie, neutralizuję elementy otoczenia, które okazały się być drażniące i dekoncentrujące. Siadam, zaczynam się uczyć, próbuję osiągnąć stan głębokiego skupienia, i dupa.
<br>
<br>Lampka świeci po oczach. Telefon w zasięgu wzroku nie pozwala się skoncentrować. Krzesło za wysoko. Drzwi trzeszczą jak ktoś otwiera inne w mieszkaniu. Burdel w papierach też denerwuje. I owocówka latająca między oczami a zdaniem, które czytać próbuję.
<br>
<br>I tak spędzam pierwsze dni życia w nowym miejscu. Stabilizuję się, przyzwyczajam i organizuję.
<br>
<br>Na lampkę nakładam kołnierz z dwóch złożonych kartek A4 spiętych sznurkiem. Telefon chowam za cokolwiek. W klamkową wnękę we framudze przyklejam filc. Papiery układam w plastikowych półkach na notatki posegregowanych według przedmiotów. A muchę?
<br>
<br>"Zabić muchę było niezręcznością. Należało ją okaleczyć tak, żeby swołocz trochę pocierpiała i choć w maleńkim stopniu odpłaciła za cierpienia, okaleczyć, żeby wrzeszczała bezgłośnie, dopóki nie nadciągną inne muchy i mrówki, by walczyć o żywe mięso."
<br>
<br>Czy jakoś podobnie.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-32882275009895377592014-10-05T22:22:00.001+02:002014-10-05T22:40:09.162+02:00Zabawa w chirurgaAnatomia chirurgiczna. Pierwsza część zajęć to prezentacja o wątrobie i pęcherzyku żółciowym oraz dodatkowo diagnoza pani Janiny z bólem "o tu, z prawej, pod żebrami, i do łopatki mi też idzie". Wysłaliśmy materiał do badań sprawdzając co i jak z wątrobą, co z trzustką i czy obecny jest stan zapalny. Wywiad, badanie i wyniki wskazały na kamicę pęcherzyka żółciowego. Potwierdzamy przez USG i kierujemy na zabieg wycięcia - cholecystektomię laparoskopową.
<br>
<br>I tu zaczyna się zabawa. Uczyliśmy się podstaw chirurgii laparoskopowej na symulatorze. Najpierw zestrzeliwaliśmy czerwone piłki w pomieszczeniu, aby wdrożyć się w obsługę kamerą, a później przeszliśmy do samego zabiegu. Aparat ma ogromne możliwości, takie jak symulacja pełnego zabiegu wycięcia pęcherzyka żółciowego, razem z przypalaniem i innymi bajerami dzięki czemu może służyć do prawdziwej symulacji dla chirurgów. Nam pokazano część tych bajerów.
<br>
<br>W ramach naszych zajęć usuwaliśmy parami pęcherzyk w trybie "podstawowym". Jedna osoba trzyma kamerkę i "chwytak", łapie za dno pęcherzyka i odciąga go na bok i do przodu dając dostęp do zajęcia się resztą. Drugi delikwent z kolei ma tylko jedno narzędzie i za jego pomocą zakłada po dwa klipsy na tętnicę pęcherzykową i przewód pęcherzykowy umożliwiając ich późniejsze przecięcie.
<br>
<br>Jeśli wszystko wyszło git, zamieniamy się miejscami i zabieramy się za cięcie między parami klipsów. Mój kolega jednak operację spierniczył i krew się polała, bo przeciął nad klipsem. Dobrze, że nasz wirtualny pacjent nie był w stanie marudzić i składać skarg na młodych "hirórguw".
<br>
<br>Ciekawa, edukacyjna zabawa jak na telewizorze i konsoli, tylko że na sprzęcie za ponad 200 tys. zł. Polecam.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-71786484418277570532014-09-28T23:43:00.001+02:002014-10-11T23:17:41.435+02:00NowościW tym roku kolejna przeprowadzka. Tym razem mieszkam w pokoju razem z P., zobaczymy które z nas dłużej pociągnie te męczarnie. Trzy dni samego porządkowania rzeczy i pokoju, a w sumie jeszcze przydałoby się okna umyć. Czyli na dobre jeszcze tu nie mieszkamy.
<br />
<br />
W tym semestrze podczas sesji zimowej czekają mnie egzaminy z farmakologii i patomorfologii. Ostatnio rozpieszczają nas tymi sesjami w połowie roku, więc i tegoroczną postanowili zrobić przyjemną i łatwą.
<br />
<br />
Pozostałe przedmioty: medycyna ratunkowa, genetyka kliniczna, zdrowie publiczne i oczywiście prawie interna z prawie pediatrią.
<br />
<br />
Tyle z nauki. Jeszcze wakacje, więc wracam do wina.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-86736903810353914072014-09-21T21:54:00.001+02:002014-09-21T22:07:09.129+02:00KlawiaturaPraktyki skończone, sprawozdanie wkrótce. Tymczasem...
<br>
<br>Mam pomysł na przyśpieszenie roboty papierkowo-komputerowej polskiej służby zdrowia! Wiem, że outsourcing księgowości z lekarzy na specjalnie do tego celu zatrudnionych pracowników jest raczej złudnym marzeniem niż planem służby zdrowia na najbliższą przyszłość, więc mam małą propozycję.
<br>
<br>Jest nim szkolenie z obsługi komputera i pisania na klawiaturze. W czasie praktyk zauważyłem, że 9 na 10 osób z personelu medycznego używa do pisania jedynie dwóch palców i pisze z reguły średnio lub wolno.
<br>
<br>Oczywiście najlepszą opcją byłaby osoba zajmująca się właśnie tym, zostawiając lekarzom to, co robić powinni - diagnozować i ustalać leczenie. A nie spędzać ponad połowę czasu nad dokumentacją medyczną. Ale cóż, to kosztuje, a z kasą u nas wiadomo jak jest.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-27946827467027535332014-09-14T23:26:00.001+02:002014-09-15T07:04:33.263+02:00Przykład<div><p>Czy lekarz powinien świecić przykładem? Czy polecanie rzeczy zgoła odmiennych od praktykowanych przez siebie samego jest czynem niewłaściwym?</p> <p>Ostatnimi czasy poznałem lekarza, diabetologa. A do tego palacza dodającego górę białych kruszców do każdego z posiłków. Lekarzem swojej specjalności jest bardzo dobrym, nie pasuje mi tylko ta hipokryzja.</p> <p>Mówienie o białej śmierci - sól, cukier, białe pieczywo i makaron, o szkodliwości niektórych produktów spożywczych jest OK. Czy jednak nie powinno być wspierane postępowaniem zgodnym z tym co się głosi?</p> <p>Czy taki doktor nie powinien być dobrym przykładem dla pacjentów zobowiązanych do trzymania się ścisłej diety? Czy takie zachowanie oznacza, że lekarz ma mniej racji i jest gorszym lekarzem? Może nie robi to różnicy i za bardzo się czepiam?</p> </div>eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-10569432234991703942014-09-07T22:22:00.001+02:002014-09-07T22:25:24.746+02:00KrakówWypad do mej starej mieściny odbyłem w ten weekend jako odpoczynek od praktykowania na SOR i w przychodni lekarza rodzinnego. Trochę ponad dwa dni zwiedzania i choć zobaczyliśmy z P. naprawdę dużo, to jednak rezydowaliśmy zbyt krótko, żeby nasycić się w pełni.
<br>
<br>Dziecięciem będąc mieszkałem tu przez około lat 7, ale rodzice zapracowani, ja młody i nieświadomy. I tak naprawdę żyjąc tutaj tyle czasu, nie było żadnego wypadu na większe, kompleksowe poznanie swojego miasta.
<br>
<br>W tym tygodniu przyszedł czas nadrobić zaległości, zobaczyć jak Kraków się zmienił i popatrzeć na Marsz Jamników. Chodziliśmy Drogą Królewską i Uniwersytecką za dnia, a po zachodzie Słońca szlajaliśmy się po Starym Mieście.
<br>
<br>Wszystko udało się znakomicie poza kebabem w Kazimierzu. Pojawiła się też chęć na Lody na Starowiślnej, ale kolejka ponad stu osób pozdrowiła nas pięknym środkowym palcem.
<br>
<br>Kolejny przyjazd tutaj to mus.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-14460853807206723132014-09-01T23:48:00.001+02:002014-09-01T23:48:37.815+02:00Być czy nie być "kujonem"?Jeśli kujoństwo to siedzenie nad książkami przez całe trzy lata, odsuwanie się od znajomych i bycie klasowym popychadłem, to nie, nie trzeba. Ja potrzebowałem kilku miesięcy bardzo ciężkiej pracy w całkowitym skupieniu, aby osiagnąć to co zamierzałem.
<br>
<br>Znam wiele osób, które były kujonami i uczyły się non-stop przez całe liceum i im się nie powiodło. Znam też te, które uczyły się sporo i dużo też balowały i im też się nie powiodło. Znam też takich, co uczyli się podobnie do mnie i im też się nie powiodło. Znam też tych, którzy uczyli się mniej i dali radę.
<br>
<br>Nigdy nie dowiem się dlaczego dokładnie to ja się dostałem, a inni nie. Większość stawiam na moje zawzięcie w tamtym okresie, rezygnację ze wszystkiego co zbędne i pozostawienie niezbędnego. Bez wolnego czasu, nawet podczas posiłków. Z komputera korzystałem tylko po to, by odpytywać się z innymi na biologu. Odpoczywałem w szkole na zajęciach, kiedy jeszcze takowe były.
<br>
<br>Może niektóre osoby starały się mniej, a więcej obiecywały, może nie zwróciły uwagi na to, na co należało ją zwrócić. Może chciały czasem odsapnąć, siadły na fejsa i zleciało im pół dnia.
<br>
<br>Może to, a może tamto.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-64829051137126453032014-08-24T23:10:00.001+02:002014-08-26T18:29:56.882+02:00InternetyJak niedawno pisałem, facebooka używam sporadycznie. Uruchomię raz czy dwa w ciągu dnia, żeby sprawdzić co nowego w najbliższym świecie. W czasie wakacji nie odwiedzę go i przez tydzień, co nie zrobi mi różnicy. Ba, nawet tego nie zauważę.
<br />
<br />
W czasie studiów natomiast najczęściej przyjmuje to formę sprawdzenia nowości na grupie lekarskiego i kilku innych. Rano i wieczorem, ewentualnie jeszcze w ciągu dnia, jeśli dzień jest bogaty w nowe wydarzenia i dyskusje. Warto użyć funkcji usuwania osób z NewsFeed - tych, którzy obchodzą nas mniej niż ci najbliżsi oraz wszystkich spamujących.
<br />
<br />
Wykop - średnio raz na tydzień, garść wiadomości i ciekawostek z Polski i ze świata. Często czytam jedynie tytuły wykopalisk. Dopiero gdy temat jest szczególnie interesujący zagłębiam się w niego lub odsyłam go do aplikacji Pocket do przeczytania czy obejrzenia później. Oczywiście na portalu można spędzić tak pięć minut jak i pięć godzin, jak to zwykle już bywa z większością dzisiejszych portali internetowych.
<br />
<br />
Twitter - sprawdzam od czasu do czasu, bo zdarzy mi się często natrafić tam na pomocne mi artykuły lub jakieś ciekawe rzeczy związane z Apple, iOS, jailbreakiem oraz Timem Ferrissem.
<br />
<br />
Reddit - kopalnia wiedzy i pożeracz czasu. Ostatnio zacząłem lepiej go kontrolować i już nie siedzę na nim non-stop. Sam reddit, dla tych co nie wiedzą, to ogromne forum podzielone na mniejsze zwane subredditami. Każdy subreddit obejmuje inny temat. A tematów tych tyle, że można się nieźle zdziwić. Sam teraz odwiedzam rzadziej bądź częściej przynajmniej 7 z nich. W zanadrzu czeka jeszcze ponad tuzin, zawierających rzeczy interesujące, ale takie, do których sięga się wtedy, gdy trzeba.
<br />
<br />
I to by było na tyle.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-32914995399239095852014-08-17T23:59:00.000+02:002014-08-18T00:00:00.883+02:00Czas wolnyTylko od Ciebie zależy czy i jakie masz życie osobiste. Możesz mówić, że to studia i nie masz czasu. Możesz mówić, że kolokwium i nie idziesz. Ale możesz też się ogarnąć i zorganizować sobie czas.<br />
<br />
Medycyna i związany z nią napięty grafik, pełny nauki i zajęć, paradoksalnie może pomóc w lepszym spędzaniu wolnego czasu. Często widzi się osoby mające ogrom urlopu i jednocześnie nie wykorzystujące go w wymarzonym przez siebie stopniu. Sam siebie widzę na wakacjach. Bo im więcej wolnych chwil, tym częściej je marnujemy.<br />
<br />
A jeśli cały tydzień zapieprzasz nad książkami i okaże się, że weekend jest naprawdę wolny (bez kolokwiów i ogromu materiału za rogiem), wykorzystasz go lepiej niż kiedykolwiek. Albo przepijesz, bo masz dość.<br />
<br />
Zastanawiasz się czy warto siedzieć tę godzinę na fejsie, wykopie czy reddicie. Dochodzisz do wniosku, że lepiej wziąć się do roboty, powtórzyć co trzeba i ruszyć wieczorem na kiełbaskę z grilla.<br />
<br />
Z braku czasu na co dzień, ze stresu w życiu wielu studentów i często z codziennej walki z wkuwaniem bierze się u mnie selekcja. Wybieram, gdzie iść, bo wszędzie pójść nie będę mógł. Co zrobić, bo nie wszystko zrobić będę w stanie.<br />
<br />
Jeśli w ten weekend spotkam się z tymi osobami, to inne będę musiał odstawić na bok. A za tydzień znowu to samo. I najczęściej nie weekend, a piątek i ewentualnie sobota wieczór, jeśli będzie się chciało i jeśli będzie kiedy.<br />
<br />
Coraz bardziej szanuję więc swój czas. Ilość godzin spędzonych na fejsie w tym roku była zdecydowanie mniejsza od poprzedniego, który i tak był niczym w porównaniu do okresu przed studiami. Taka zasada. Im więcej czasu, tym więcej rzeczy znajdziesz to roboty. Niekoniecznie pożytecznych. Wolna godzina? Odpalamy neta i już było się na kwejku, fejsie, demotach i wszystkich innych pożeraczach życia.<br />
<br />
Jak jest teraz? Wszystko poszło w niepamięć lub zostało mocno ograniczone. I coraz mniej życia przelatuje przez palce na niczym, a coraz więcej spędzam robiąc coś fajnego, ciekawego, rozwijającego.<br />
<br />
I choć cały tekst ten może brzmieć momentami idealistycznie, to jednak medycyna jako pożeracz czasu pchnęła mnie do rozwoju. Szukam nowych aktywności po zajęciach, jak każdy. Żeby odpocząć od nauki, ale może też żeby wykorzystać te lata na studiach także do czegoś innego niż sama nauka. Bieganie, siłownia, tańce, wspinaczka, basen. Cokolwiek. Będę próbował choć część z nich wcisnąć w wolne chwile i praktykować. Czy inaczej by mi się chciało?eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com31tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-54270222907698754572014-08-11T00:10:00.001+02:002014-08-11T00:10:25.757+02:00Śpij, nie p.Okolice godziny 17, po obiedzie, i łapie zmęczenia pierwsza fala. Druga przychodzi zwykle podczas lektury rozrywkowej mało, bądź w okolicach godziny "do-łóżkowej". Obie wrzodem studenta pragnącego pojąć wersy czytane.
<br>
<br>Z pierwszą zwykłem radzić sobie drzemką poobiednią. Kilka tygodni tym trybem, a organizm sam wiedzieć będzie co i jak. Zaśniesz, a obudzisz się jak w nowy dzień.
<br>
<br>I tak do samego wieczora końca, gdy nadchodzi z kolei ciężar powiek przedsenny. Nie ma przebacz. Wiadomym, że pożytku z siedzenia nie będzie, aż do najbliższego ranka. Więc nie próbuję walczyć kawą, guaraną czy energii puszkami. Kładę się spać. I dobranoc.eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-49350890740124427792014-08-03T23:21:00.001+02:002014-08-04T12:36:27.313+02:00Dobra woda zdrowia doda<div>
Pisałem już <a href="http://emesthedoc.blogspot.com/2014/02/kawa-i-herbata.html"><b>kiedyś</b></a> o kawie. Dzisiaj do tego nawiązuję i jednocześnie poszerzam wątek. Tak na dobry początek cyklu o eksperymentach i nawykach.<br />
<br />
Kawy nie piłem praktycznie nigdy, nie licząc małej filiżanki espresso we Włoszech i degustacji paru innych rodzajów. Zapach nigdy mi nie podchodził i też nie zmuszałem się do tolerowania tych aromatów. Nie musiałem martwić się o odstawienie. A wieczorną senność i poranny paraliż zwykłem rozwiązywać innymi sposobami lub akceptować.<br />
<br />
Jednak nie samą kawą żyje człowiek, a ja na pewno. Dziecięciem będąc zwyczaj miałem pić minimum filiżankę herbaty na dzień, nierzadko dochodząc do pięciu dziennie. No cóż, herbatka z cukrem taka dobra (z torebki). Dzisiaj pochłaniam tak tylko tę przyrządzaną przez mamę Pauli i oczywiście jeszcze zieloną od czasu do czasu. Najczęściej rano, rzadko wieczorem - kofeina i teina mogą zaburzać sen REM. Ciekawe rzeczy słyszałem ostatnio o herbacie białej - najwyższy czas spróbować.<br />
<br />
Wodę zacząłem hektolitrami pić na studiach. Przedtem większość dziennego wodnego zapotrzebowania pokrywane było herbatą i różnymi sokami. Życie na uniwerku wystartowało i już po chwili przy biurku musiała stać butelka wody. Najpierw Cisowianka, teraz Nałęczowianka. Bo smakuje. Może w najbliższym czasie zorganizuję sobie wodę w dostawie, jeśli będzie się opłacało.<br />
<br />
Można powiedzieć, że ciężko mi się teraz żyje, gdy w pobliżu nie ma zwykłej wody. Wieczorem przy łóżku jest i rano też muszę ją znaleźć - jak nie to Sahara w ustach i Gobi w oczach. Innymi napojami mogę na chwilę się zaspokoić, ale wiadomo. Nie ma to jak kilka łyków zimnej wody mineralnej.</div>
eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-4329613918009689532014-07-25T22:25:00.001+02:002014-07-25T22:36:58.610+02:00O postach niemedycznychNa pierwszy rzut oka ten blog to dziennik studenta medycyny. Chcę by tak było zawsze, ale nigdy nie będzie wyglądał jak większość innych. Już jakiś czas, oprócz postów związanych stricte z tematyką studiów medycznych, pojawiają się teksty poruszające inne tematy, czasem całkiem odmienne.
<br>
<br>Nie jestem skory do codziennego pisania o ocenach czy oblaniu konkretnego przedmiotu. Ewentualne miejsce na takie rzeczy jest w podsumowaniach semestru lub roku. Chciałbym pokazać bardziej naturalną rzeczywistość mojego studenckiego życia, nie samo suche zdobywanie ocen i zdawanie kolejnych egzaminów. W końcu studia to nie tylko stopnie.
<br>
<br>Nie zamierzam jednak zanudzać pisząc o rzeczach oczywistych i pospolitych. Wspomnę raczej o wrażeniach po kontakcie z pacjentem, o przemyśleniach i nowych odkryciach lub ciekawostkach. Trochę będzie o radzeniu sobie z natłokiem nauki, o nastawieniu do życia i do napotykanych wyzwań. Napiszę też o moich codziennych eksperymentach, o próbach i ewentualnych sukcesach we wprowadzaniu w życie nowych nawyków i eliminowaniu starych. Na napisanie o zarządzaniu czasem i o obalaniu mitów na temat studiów medycznych też znajdzie się miejsce.
<br>
<br>Może czasem pokażę co myślę na temat kontrowersyjnych wiadomości ze świata. Patrz: Chazan, aborcja, eutanazja, deklaracje, Kościół, NFZ i inne. Te tematy trudno pominąć, szczególnie mając z nimi prawie nieustanny kontakt na studiach i w życiu codziennym.
<br>
<br>Lubię pisać o czymś więcej niż czyste "studia, matura, jak się dostać i zdać". Jednocześnie chcę nadal pomagać, więc posty skierowane dla moich "następców" wciąż będą się pojawiały.
<br>
<br>Jeśli chodzi o częstotliwość wpisów, za cel stawiam sobie jeden na tydzień, bez względu na wszystko. Nie wykluczam większej częstotliwości nowych postów, ale wiadomo jak to bywa, więc się okaże. Wszystkich pragnących poruszenia nowych tematów zachęcam do składania pisemnych próśb i błagań w komentarzach. :)eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-9007242151290866671.post-67345263653937444462014-07-18T22:56:00.001+02:002014-07-20T14:18:47.832+02:00Podsum IVLedwo zacząłem studiować, a tu już po wszystkim. Drugi rok przeleciał szybciej niż myślałem. Szczególnie czwarty semestr, z którego właśnie wrzucam podsumowanie każdego zakończonego w jego trakcie przedmiotu.<br />
<div>
<br />
<h4>
Patofizjologia</h4>
<br />
Ze średnią 4,5 i obecnością na wykładzie z listą zostałem zwolniony z egzaminu z oceną bardzo dobrą. Imię, nazwisko, uścisk dłoni profesora i stopień wpisany. Takie egzaminy mógłbym mieć codziennie. Reszta studentów miała zerówkę, która mogła być albo taka jakby jej w ogóle nie było lub trochę gorsza, z ocenami 3 i nie więcej. Test za to w ogóle był ciekawy, bo miał nawet pytania wielokrotnego wyboru, które były dotychczas rzadkością.<br />
<br />
Sam przedmiot był dla mnie niezbyt istotnym dodatkiem do drugiego roku studiów. Trafiłem na asystentów, u których nie musiałem wysilać się zbytnio na dobrą ocenę, więc nie przyjmowałem dużej uwagi do zajęć. Pod koniec roku zacząłem uczyć się go od zera - postanowiłem w końcu ogarnąć tę patofizjologię. Po dwóch dobach profesor zaskoczył postanowieniem o zwolnieniu z egzaminu. Radocha.<br />
<br />
Patofizjologia to pierwszy z przedmiotów przygotowujących do "tej prawdziwej znajomości chorób". (Później czeka propedeutyka interny, a po niej różne dziedziny interny razem z zajęciami klinicznymi.) Szkoda, że tak ją olaliśmy, ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie nadrobię to w ten czy inny sposób. Pewnie i tak wyjdzie na to, że w żaden.<br />
<br />
<h4>
Immunologia</h4>
<br />
Egzamin bajka, ćwiczenia męka. Ponad cztery godziny siedzenia bez większego sensu, w czasie których słuchamy prezentacji, rozwiązujemy wejściówki i jesteśmy aktywni. Po dwóch godzinach mózgi przechodzą w tryb przemęczenia i żaden bit informacji nie jest w stanie prześlizgnąć się przez zamknięte wrota do młodych umysłów.<br />
<br />
W samym temacie immunologii czasami zdarzy się coś ciekawego, ale niestety przeważa przedzieranie się przez ogrom nudnych informacji o układzie immunologicznym. Ogólnie jest to mało interesujący przedmiot, mogący z powodzeniem startować o pierwsze miejsce w byciu najlepszym środkiem nasennym w tym roku.<br />
<br />
<h4>
Mikrobiologia</h4>
<br />
Początkowo nie byłem jej fanem. Bakterie, wirusy, grzyby i priony. Nieeeee. I jeszcze major. Dziękuję. Przyjdziecie na UM i zobaczycie o kogo chodzi. Pełen charyzmy asystent, najprzystojniejszy z mężczyzn na katedrze, jak sam się określa. Od razu na starcie przygadał studentom, żeby zaczęli się uczyć, bo później nie będzie już czasu na mikrobiologię. I racje miał, ale kto by słuchał. Większość pozostałych asystentów razem z całą katedrą też była w porządku.<br />
<br />
Pod koniec przedmiotu tematyka zaczęła mnie fascynować. W końcu to jeden z tych, które mają najwięcej wspólnego z pracą lekarza, przynajmniej w tym okresie studiów. A jaką radość sprawiało obeznanie w temacie, gdy Dr House (oglądany już po raz drugi) mówił zrozumiale i gdy z odcinków wynosiłem więcej niż "Do objawów pasuje toczeń" i "To wirus. Podajcie interferon".<br />
<br />
Egzamin dwuczęściowy. Na praktyce każdy dostał trzy przypadki z bazy do zdiagnozowania i opisania patogenów, chorób i leczenia. Eventy opisano już w studenckim skrypcie, więc nie musieliśmy zbytnio kombinować. Na praktyce nacisk położono głównie na diagnostykę, a egzamin teoretyczny obejmował resztę materiału.<br />
<br />
<h4>
Komunikacja</h4>
<br />
Na zaliczeniu ważniejsze było to jak mówisz niż co mówisz. Zostałem pochwalony za opisywanie swoich emocji i odczuć, a skrytykowany za <i>smutny</i> ton głosu. Podobno mówiłem jak o katastrofie. Nic dziwnego, bo wyrażałem wtedy opinię na temat polskiej służby zdrowia. Gdzie tu miejsce na radość? :)<br />
<br />
Ćwiczenia z asystentem, na którego trafiliśmy okazały się stratą czasu (w przeciwieństwie do całkiem interesującej pani doktor od grup P.). Analiza wiersza? Rzeźba? No sorry. Jeśli będę czuł potrzebę intensywniejszych doznań kulturalnych i artystycznych, zadbam sam o ich zaspokojenie. Nie potrzebuję takich rzeczy na kierunku medycznym.<br />
<br />
Nauka komunikacji z pacjentem oraz szkolenie umiejętności występowania publicznego - zgoda. Niestety, w moim przypadku, zajęcia nie przedstawiały żadnych wartości merytorycznych. Zdecydowanie wolałbym znaleźć ten przedmiot pod koniec studiów i z programem mającym naprawdę wznieść umiejętności w tej kwestii na wyżyny. A nie być jednym przedmiotów z grupy "na odpierdol".<br />
<br />
<h4>
Zarządzanie</h4>
<br />
Długie i pełne nieciekawych tematów prezentacje. Ustawy, paragrafy i inne papiery. Od czasu do czasu trafiało się coś ciekawego, ale i tak najwięcej frajdy sprawiał asystent z wadą umysłową w postaci egocentryzmu przy którym jego wada wymowy była niczym. Jesteś wspaniały, o panie doktorze! :)<br />
<br />
Rozwiązany test poznaliśmy przed samym zaliczeniem. Nasz asystent o publicznych pytaniach chyba nie wiedział, bo bardzo zamartwiał się o to czy zdamy.<br />
<br />
<h4>
Epidemiologia</h4>
<br />
Tutaj dostaliśmy asystenta, który nie potrafił zbyt składnie pisać jakichkolwiek komunikatów do studentów. Przecinki w mailach, jeśli już, to znajdowały się w miejscach, o których nigdy nie śniło się humanistom. Co nie zmienia faktu, że zajęcia były dość luźne, a asystent uprzejmy. Szkoda tylko, że tematyka taka głównie obejmowała tematy pt. "było" lub "nowe, ale niepotrzebne i bez sensu".<br />
<br />
<h4>
Higiena</h4>
<br />
Moim zdaniem jeden z najfajniejszych przedmiotów tego roku. Tak sympatyczna asystentka i tak ciekawy materiał to odmienność od wszystkich innych nudnych zajęć z tej samej ligi. Dla mnie było ciekawie, innych mogło to mniej interesować.<br />
<br />
Zaciekawiły mnie takie rzeczy jak np. że w łazience zgodnie z prawem może nie być okna; ile można trzymać bezpiecznie dżemiki czy majonez czy też, że w "Dziewczynce z zapałkami" bardzo ładnie pokazano proces postępowania hipotermii i objawy poszczególnych jej faz.<br />
<br />
<h4>
Symulacja</h4>
<br />
Pełna praktyka. Nauka i doskonalenie podstawowych czynności takich jak mierzenie ciśnienia, cewnikowanie, per rectum, kaniulacja żył czy mycie operacyjne. Zajęcia przyjemne i w końcu coś praktycznego w gąszczu całej teorii. Zaliczenie bezproblemowe.<br />
<br />
Mieliśmy wybór: symulacja albo angielski. Angielski kochaliśmy, ale praktyka zwyciężyła. Cóż, widocznie po zaliczeniu języka obcego w poprzednim semestrze nasza urocza dr od Englisz nie zobaczy nas już nigdy i my jej także. Oby.<br />
<br />
<h4>
Technologia informacyjna</h4>
<br />
OSOZ, OSOZ, OSOZ. Dniami i nocami. Jedyne co zapamiętałem z zajęć to OSOZ. Nie wiecie, to wklepcie w google. Jedną z ciekawszych funkcji jest możliwość zestawienia kilku leków i sprawdzenia ich wzajemnych interakcji.<br />
<br />
Zajęcia prowadzone były w nowoczesnym stylu "nauki na odległość" czyt. bez przychodzenia do Anatomicum. Jedna menda z głowy. Zamiast zajęć mieliśmy określone rzeczy do przeczytania i rozwiązania ze strony internetowej plus kilka krótkich prac pisemnych do napisania. Na zaliczeniu uwielbiany przez wszystkich uścisk dłoni i do domu.</div>
eMeShttp://www.blogger.com/profile/14824663559878052543noreply@blogger.com10