Dzisiaj ostatni dzień. Kończymy wcześniej i idziemy do domu. Podpis dostaliśmy od kochanej pani oddziałowej, która wzruszyła się nieco podczas pożegnania. Wychwalała pod niebiosa, dziękowała, zapraszała, przepraszała i jeszcze dziękowała i życzyła zdrowia i szczęścia i pomyślności. Dostała od nas Rafaello wyrażające więcej niż tysiąc słów więc rozmowa się skończyła i poszliśmy.
Tu opatrunkowa na urlopie, tam magazynowa na Rodos (rodzinne ogródki), inna pielęgniarka na Karaibach, i jeszcze salowa z dzieciakiem - nic dziwnego, że nasza pomoc się przydała. Dobrze też dla mnie i P., bo często sami mogliśmy pokłuć i dużo zostawało dla nas. Nie wszystkich, bo u niektórych nie dałem rady, jak u jednej pacjentki, gdzie główne naczynia są jak włosowate, u innej w ogóle żadnych nie widać a i wyczuć ciężko.
Wstąpiliśmy jeszcze do pokoju socjalnego z kupą pielęgniarek i im także podziękowaliśmy za wszystko. Dla nich z kolei alpejskie mleczko. Prezent już na stole leży, a tu surprajz i robimy wymianę. My dajemy Milkę, a oni nam Wedla. No i mamy ptasie mleczko kokosowe, którego nie ruszam. Niedobre. :)
Po praktykach trzeba było zanieść kwity do pielęgniarki z grona naczelnych, ale że poszła na zebranie to i my się zebraliśmy. Rowerkami ruszyliśmy do centrum handlowego na romantyczny kebab we dwoje. Mięsko mniam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz