Zacząłem w czwartek, pierwszy dzień sierpnia. Od samego początku dużo się działo jak na głowę świeżego praktykanta, który nie wie prawie nic o nieteoretycznej stronie zawodu. W większości dostawaliśmy grupowe zlecenia, żeby jedna osoba nie zagubiła się w troszkę skomplikowanym planie szpitala. I w ten sposób odwiedziłem laboratorium z próbkami krwi i skierowaniami gratis, oddział patomorfologii z wycinkami ciała ludzkiego (najczęściej zawierającymi komórki nowotworowe), aptekę, gdzie wydaje się płyny i leki dla oddziału (wózek z półkami na ciecze, a wózek z marketu na tablety i ampułki).
Jeden pacjent został ofiarą mojego pierwszego wenflonu z asystą pielęgniarki oddziałowej. Wyjmowaliśmy też cewnik u bardzo miłego pana, a później obserwowaliśmy zakładanie wkłucia centralnego na sali wzmożonego nadzoru (SWN). Kilkoro pacjentów powoziłem wózkiem na USG czy prześwietlenie i jedną pacjentkę na blok operacyjny piętro niżej. Kto wymyślił blok na innym piętrze niż oddział chirurgii? Jedyne usprawiedliwienie jakie widzę to oddział ginekologii i położnictwa na poziomie z salami operacyjnymi. Pewnie jak kobieta rodzi w komplikacjach to trzeba od razu pędzić na salę, a nie czekać na windę, która nawet z kluczem może jechać dość długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz