12 października 2012

Friday friday friday!

Nie ma "nie chcę", nie ma "nie idę". To piątek. Dzień odświętny, trzeba się przebrać z dresów w coś bardziej ogarniętego. Trzeba wyjść. Nie ma wyboru, bo dzisiaj jest piątek, dzień błogosławiony. Świętuję zaliczenie wejściówki z biofizyki, której falę oblało dość sporo osób, w tym K. i M. Im bliżej weekendu, tym coraz bardziej ludziom odwala. Wczoraj nawet dostaliśmy reprymendę z samego biura, na temat naszego aktu twórczego. Po prostu jest już tak, że kiedy jednego wieczoru trzeba nauczyć się i biofizyki, i anatomii, to wszystkie te przedmioty i teorie działają negatywnie na nasz układ nerwowy - tak też Ł. z M. raz jeździli pół nocy windą z góry na dół, a innego razu powstał na szybie wielki wzwód (za który właśnie dostaliśmy opierdziel, bo kiedy świeciliśmy na niego lampką, na sąsiedni budynek padał cień jak z batmana i który, swoją drogą, stał się dość znany w okolicy w ciągu zaledwie kilku dni okresu ekspozycji). Miłego wieczoru :)

That's just crazy party time.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz