Rankiem odebrałem Skawinę i pomogłem P. kupić chleb i zrobić jajecznicę. Przypominałem jej też co pięć minut, co chce mi powiedzieć - iż bez kawy zapomina o czym mówi. Przyszła do nas i razem znów zebraliśmy się w grono anatomiczne obrabiające kości.
O 13 wykład z histologii, na który przyszło osób dwa razy więcej niż miejsc. Na wykładzie wiedza prosto z matury, więc razem z M. graliśmy w wisielca. Ćwiczenia trwające prawie pięć godzin nie były takie straszne. Część osób, owszem, narzekała, jak zawsze, ale dla mnie były całkiem przyjemne i o dziwo wcale nie za długie. Tak polubiłem rysowanie i gadanie o pierdołach w ciągłym funie, że mógłbym tak siedzieć jeszcze z godzinę czy dwie. W 20-minutowej przerwie w połowie zajęć wielka grupa ludu ze składu ćwiczeniowego poleciała do McD na hamburgery po 2zł. Nie przebieraliśmy się, więc ciekawie to musiało wyglądać - tabun białych fartuchów w białych chodakach szturmujący najbliższy McDonald's.
Anatomia na dziś - stawy i mięśnie. Krasny z Łukaszem nas wyprzedzili, więc teraz zamierzam nadgonić zaległości i ogarnąć się z tym wszystkim. Jutro biofizyka i ćwiczenia z anatomii.
Tak się wciągnąłem w pisanie posta, że trochę za bardzo podgrzałem wodę z kluskami na spaghejttii.
Z kim masz anatomię?
OdpowiedzUsuńWesoła Kostek :D
UsuńPrzyzwyczaj się do tego że na aulach miejsc jest mniej niż studentów a na nie które wykłady strach nie chodzić .
OdpowiedzUsuńA co do wycieczek na miasto w fartuchach , toż to tradycja