17 sierpnia 2012

Let's have a party

Nic się nie dzieje, pogoda pod psem, z najnowszych wydarzeń - jutro grill z Kraśnikiem.
Na wpisy póki co pomysłów brak prawie - chyba, że o cenach Bochenka i innych to dobre pisanie.
Z jutrzejszego rana pociągiem pojadę do Lublina, potem już tylko bus w stronę odwrotną niż Ukraina.
Wtedy w końcu dane mi będzie ujrzeć te Krzyśka włości, o których mówił każdemu tak wielkie ilości.
Tyle chyba już wystarczy z tego pisania, zabieram się dalej do GSH oglądania.

Leave

The next day. Pobudka z samego rana. Wizyta u lekarza po skierowanie na badanie krwi. Wizyta w bibliotece na Starówce i okazało się, że mają większość literatury potrzebnej mi na I roku. Zastanawiam się, czy nie kupić Bochenka i trzymać go jeszcze po roku, przez studia i po studiach, jako pomoc naukową w problematycznych sytuacjach. Po książkach obrałem kierunek i zwrot w stronę dworca PKP. Szynobus zawitał punktualnie w południe i wyjazd w planach o 12:20. Nie uszło to uwagi pewnej matki z dzieckiem, która zaczęła się ochoczo awanturować - przeczytała, że wyjazd jest o 12:10 i sytuację, w której musi razem z dzieckiem poczekać jeszcze kilka minut była dla niej karygodna i niedopuszczalna. Zamiast się kłócić, mogła spożytkować ten czas lepiej i zająć się synkiem, który wyglądał na zaniedbanego. Jedna ze stacji - Żulin. Nazwa wdzięczna, tym bardziej, że ikona miejscowości spała sobie smacznie na ławeczce z buteleczką Tatry.

Lbn

Na Krakowskie Przedmieście piechotką (ciekawe czy jest bliżej na Ruską/Starówkę ze stacji Lublin Północny), 30cm kanapki w SubWay, plac litewski z Konradem, Tyskie i pizza za 10zł w Tifosi. Porozmawialiśmy sobie o tym jacy potrafią być ludzie, jak wredni i głupi, jak dobrzy i mili. Z zaciekawieniem (ale nie zbytnim zmartwieniem) spoglądaliśmy w przyszłość i na nas, jako pierwszą edycję 2w1 z flagowymi przedmiotami z dwóch pierwszych lat ściśniętych w jednym roku studiów. Tematu Kraśnika oczywiście też nie zabrakło, ale nie ma co o tym pisać, bo jest to oczywiste - od jakiegoś czasu przewija się w niemal każdej dyskusji.

Ruska. Przybyliśmy z Konradem. Telefon do Wojtka i koleżanki o 100 imionach (trzeba było sobie rymować z nazwiskiem, żeby dobrze je zapamiętać) - gdzie są. Gdzieś. Idziemy gdzieś. Nie ma ich. Dzwoni Kuba, czeka na peronie 0. Nie wiedzieliśmy jak wygląda, ale szybkie spojrzenie na wszystkich wokół ustanowiło nas w przekonaniu, że Kuba to właściciel różowego psiwora. "Tak myślałem, że wy to wy". "Też tak myśleliśmy, że ty to ty". Po chwili dołączyła Juana z Wojtkiem i wsiedliśmy do busa. Cel naszej podróży - Kraśnik, a dokładnie Kraśnik Fabryczny (czyli część północna). Samo miasto złożone jest z 2 i pół części i się rozciągnęło jak Chile na mapie.

We're comin'

Rozsiedliśmy się wzdłuż busowego korytarzyka i usadowiłem się obok Gabi i jej wystającej bagietki. Dużo śmiechu i oczywiście zwrócenie mi uwagi, że zawsze mam banana na twarzy. Bywa, życie :) Nie wiedzieliśmy, gdzie było nam dane wysiąść i pomocne okazały się dziewczyny siedzące w pobliżu, pewnie z Kraśnika. Wiedziały, gdzie to jest "przy targu" i bardzo uprzejmie zakomunikowały nam, że już czas opuścić pojazd. Wysiedliśmy przy Lidlu, a tu kierowca - "Jedna osoba nie zapłaciła, ta, która rozmawiała przez telefon". Ja rozmawiałem przez telefon, z Kraśnikiem, gdy wsiadaliśmy. Ale bilet dostałem, nie płaciłem. Myślałem, że Konrad zapłacił od razu i za mnie. Ale nie. :) W Lidlu kupiliśmy piwo, a Kuba rzekł, iż "nie ma różnicy czy piję dobre piwo czy siuchy za grosze - siuchy są lepsze. bo tańsze". W drodze do domu-myjni Krzyśka podziwialiśmy bez-krzyżowy kościół oraz piękne kraśnickie rondo, które przecież nie mogło być okrągłe - bo Kraśnik.

It's time

Poznaliśmy ludzi, myjnię, dom, miejsce do spania. Impreza oczywiście przednia - inaczej być u Kraśnika nie mogło :) Duużo zabawy, śmiechu i płaczu ze śmiechu. Kuba miał aż bóle mięśni mimicznych. Dyskusje z Maćkiem na naszym wspólnym poziomie intelektualnym też zostaną zapamiętane, a w szczególności słowa:
asdfpiojbnasPohipyg i fgfgvbrvbhjnutfgvrd. Krzysiek biegający po nocach w poszukiwaniu gitary, Durexowy śpiwór Kuby, "Deszcze niespokojne" Maćka, późnonocne granie w specjalną wersję pingponga i widok Gospodarza myjącego stół i podłogę z porozlewanych płynów i wiele innych wydarzeń pozostaną w mej pamięci. Rano pobudka, wszyscy "wczorajsi". Próbujemy ustalić kolejny termin spotkania, ale nam nie wyszło. Poza tym większość jedzie do Bułgarii, więc dogadamy się po ich powrocie.

ComeBack

Większość pojechała busem do Lublina, ja zostałem w Kraśniku. Krzysiek mówił, że jest bus prosto do mojej mieściny, więc wolałem poczekać chwilę i jechać bez przesiadek. Posłuchaliśmy trochę Kraśnickiej muzyki, obejrzeliśmy Olimpijskiego Jasia Fasolę i różne głupie, rewelacyjne filmiki na YouTube jak asdfmovie, Dick Figures czy też Charlie The Unicorn. Zamiast busem do HomeTown, który okazał się nie istnieć, pojechałem tak jak przyjechałem, czyli bus do Lbn + PKP.

Na lubelskiej Starówce policja kontroluje przejście, ludzi masa i budek jak z jarmarków też masa, pewnie jakieś święto. Kanapka na wynos i szybkim krokiem na dworzec. Zdążyłem. Na mój widok i słowa "ten za siedem na HomeTown" pani konduktor aż z nadmiaru uczuć westchnęła i poradziła kupowanie biletów w kasie, a nie w pociągu. Spotkałem znajomych z klasy, a tuż przed nimi usiadł sobie żulik popijający życiowe paliwo z zakamuflażowanej puszki Harnasia.

2 komentarze:

  1. imprezowy ten pierwszy rok lekarskiego ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Korzystam póki mogę - kto wie, jaki będzie ten speszjalny I rok leku

      Usuń