12 lipca 2012

Lublin po raz pierwszy

Zawitałem do Lublina w dzień przyjmowania dokumentów od przyjętych z I listy na lekarski. Chociaż sam jeszcze się nie dostałem, musiałem przyjechać i spotkać się z moim przyszłym współlokatorem - Maćkiem, aby razem złożyć wniosek o pokój w akademiku na Chodźki. W piątek lista nr II, z której już się pewnie dostanę, a w poniedziałek "Lublin po raz drugi" i kto wie, może impreza integracyjna?

Nie zamierzałem przyjeżdżać tylko dla dokumentów - przy okazji zwiedziłem trochę Starego Miasta i okolice mojego przyszłego miejsca zamieszkania. Co ciekawe, miasto jest na tyle nie-płaskie, że przypominało mi miejscami San Francisco i jego "góry i doliny", a po pierwszym zauważeniu znanych trolejbusów ich późniejszy widok nie budził już takich emocji :D. Niewątpliwie najlepszą atrakcją była "ludzka myjnia" na Placu Litewskim - przechodziło się przez coś w rodzaju bramy, z której wydobywała się woda w postaci mgiełki. Jak na taki upał - rewelacja. Przeszedłem przez nią dobre kilka razy pomagając swojej wymęczonej termoregulacji obniżyć temperaturę ciała bliżej normy. Cóż za naukowy wywód :)

Ciekawi mnie jak będzie wyglądało tu moje życie przez najbliższe 6 lat do czego podchodzę póki co optymistycznie. Miasto jest dla mnie w sam raz - ani za duże, ani za małe, ponadto ceny są tu niższe niż w większych miastach, a na dodatek do domu mam niecałe 100 km (zawsze łatwiej przywieźć pierożki od babuni i schabowy od mamuśki). Z tego wynikała też wygrana Lublina w starciu z Krakowem przy wyborze uczelni - jeszcze przed opublikowaniem progów, które zresztą zaskoczyły większość rekrutów, część pozytywnie (np. WUM), inne negatywnie, a niektóre wręcz zamurowały (CMUJ).

"For one putting"

Podczas oczekiwania na ekima w DS3 przydarzyła mi się ciekawa sytuacja. Siedziałem przy recepcji czytając książkę, kiedy podeszła do mnie całkiem ładna młoda dziewczyna z przepięknym uśmiechem i radością na twarzy jakby zaraz miała zostać uratowana z tonącego okrętu.
- Do you speak Inglisz? - pyta się mnie czarnowłosa panna
- Yes! (i banan na mordzie, bo może w końcu mój angielski się do czegoś przyda).
- Do you know where is the washing room here? And how to wash clothes there?
- Przepraszam but sorry I don't live here, I'm just waiting for my friend to submit documents for a room in akademik.
- Oh so maybe you can ask him (panek z recepcji) about that?
Zapytałem się panka o wszystko. Dziewczyna jest z DS1 i tam jest to co potrzebuje, musi kupić żeton i pójść po klucz do pralni. Tłumacząc niewieście zapomniałem całą resztę po słowie "żeton", na które zresztą zareagowała ochoczym podnieceniem. "Aaaa żeeton, żeeton! I know żeeton!" Jeszcze tylko kilka słów o kluczu i kolejne pytanie.
- Oh and do I pay for one hour or one day or what?
Panek recepcjonista odpowiedział, że jest to <na jedno włożenie>. Ustępując początkowemu zmieszaniu, po chwili skleiłem "for one putting clothes in washing machine".

12 komentarzy:

  1. W lublinie jest dużo studentów ED , a z tym san francisco to ciekawa myśl...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy w San Francisco nie byłem, ale kojarzę ze zdjęć, filmów i San Andreas :D

      Usuń
    2. Również nie byłem , ale chciałbym odbyć podróż z alaski przez kanadę ,znów USA - kilka stanów środkowych + Wybrzeże
      Ja moja ukochana + ewentualnie dzieci/dziecko (bo nie wiado kiedy się to ziści )
      Podróż drogi w wynajętym dużym aucie , wiele rożnych biomów , specyficzne miejscowe atrakcje typu "najwiekszy spinacz biurowy świata" , festiwal pomarańczy itd

      Usuń
    3. Niezły pomysł, a ten spinacz brzmi wręcz fascynująco :DD

      Usuń
  2. To taki przykład bo spinacz jest w kanadzie chyba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale widzę, że jako tako masz już coś zaplanowane. Nic tylko czekać na kolejne wakacje i jechać :P (a może teraz?)

      Usuń
    2. Ja mam tylko marzenie . Jest kilka problemów
      - w moim wieku 22 lata mogę mieć problem z wypożyczeniem auta w USA
      - nie czuje się na siłach z moim poziomem angielskiego by przekonywać konsula by przyznał mi wizę
      - wielkie wielkie koszta przedsięwzięcia , kolega z uczelni planuje za rok jechać australia/nowa Zelandia i liczy ze koło 20 tys przynajmniej trzeba wydać

      Usuń
    3. Miałem kiedyś ofertę podróży ze znajomymi (w sumie jakieś 6-8 osób, po 4 na samochód) na trasie Polska, Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Turcja, Iran , Pakistan , Indie czyli jakieś 16500km ( w obie strony). Wychodziło, po kompleksowym przeliczeniu niecałe 4000zł - bez wygód typu hotele itd., tylko dziki wyjazd i nocowanie w samochodach, pod gołym niebem itd. - akurat wycieczka nie wypaliła z przyczyn niezależnych ode mnie, ale patrząc na cenę, nie wychodziło aż tak drogo.

      Usuń
    4. Ja to bym chciał wynająć auto tylko nie aveo czy kia rio tylko coś w amerykańskim stylu wiec np chevi malibu to za wynajem 1.09-1.10 4360.80$ + jakieś tam opłaty ubezpieczenia itd, mustang to samo a np jakiś dodge caravan to juz 6300
      Jeszcze trzeba liczyć paliwo-wiem ze nie drogie ale zawsze , noclegi w jakiś B&B
      Lot do i z stanów to też jakieś 3-4 tys zł

      Usuń
    5. Zrób świnkę skarbonkę i zbieraj :))

      Usuń
  3. no lublin to san francisco nie jest,ale milo, ze ci sie podoba. tylko nie komp sie w fontannie na litewskim, bo zle to sie konczy.

    OdpowiedzUsuń