Jak niedawno pisałem, facebooka używam sporadycznie. Uruchomię raz czy dwa w ciągu dnia, żeby sprawdzić co nowego w najbliższym świecie. W czasie wakacji nie odwiedzę go i przez tydzień, co nie zrobi mi różnicy. Ba, nawet tego nie zauważę.
W czasie studiów natomiast najczęściej przyjmuje to formę sprawdzenia nowości na grupie lekarskiego i kilku innych. Rano i wieczorem, ewentualnie jeszcze w ciągu dnia, jeśli dzień jest bogaty w nowe wydarzenia i dyskusje. Warto użyć funkcji usuwania osób z NewsFeed - tych, którzy obchodzą nas mniej niż ci najbliżsi oraz wszystkich spamujących.
Wykop - średnio raz na tydzień, garść wiadomości i ciekawostek z Polski i ze świata. Często czytam jedynie tytuły wykopalisk. Dopiero gdy temat jest szczególnie interesujący zagłębiam się w niego lub odsyłam go do aplikacji Pocket do przeczytania czy obejrzenia później. Oczywiście na portalu można spędzić tak pięć minut jak i pięć godzin, jak to zwykle już bywa z większością dzisiejszych portali internetowych.
Twitter - sprawdzam od czasu do czasu, bo zdarzy mi się często natrafić tam na pomocne mi artykuły lub jakieś ciekawe rzeczy związane z Apple, iOS, jailbreakiem oraz Timem Ferrissem.
Reddit - kopalnia wiedzy i pożeracz czasu. Ostatnio zacząłem lepiej go kontrolować i już nie siedzę na nim non-stop. Sam reddit, dla tych co nie wiedzą, to ogromne forum podzielone na mniejsze zwane subredditami. Każdy subreddit obejmuje inny temat. A tematów tych tyle, że można się nieźle zdziwić. Sam teraz odwiedzam rzadziej bądź częściej przynajmniej 7 z nich. W zanadrzu czeka jeszcze ponad tuzin, zawierających rzeczy interesujące, ale takie, do których sięga się wtedy, gdy trzeba.
I to by było na tyle.
24 sierpnia 2014
17 sierpnia 2014
Czas wolny
Tylko od Ciebie zależy czy i jakie masz życie osobiste. Możesz mówić, że to studia i nie masz czasu. Możesz mówić, że kolokwium i nie idziesz. Ale możesz też się ogarnąć i zorganizować sobie czas.
Medycyna i związany z nią napięty grafik, pełny nauki i zajęć, paradoksalnie może pomóc w lepszym spędzaniu wolnego czasu. Często widzi się osoby mające ogrom urlopu i jednocześnie nie wykorzystujące go w wymarzonym przez siebie stopniu. Sam siebie widzę na wakacjach. Bo im więcej wolnych chwil, tym częściej je marnujemy.
A jeśli cały tydzień zapieprzasz nad książkami i okaże się, że weekend jest naprawdę wolny (bez kolokwiów i ogromu materiału za rogiem), wykorzystasz go lepiej niż kiedykolwiek. Albo przepijesz, bo masz dość.
Zastanawiasz się czy warto siedzieć tę godzinę na fejsie, wykopie czy reddicie. Dochodzisz do wniosku, że lepiej wziąć się do roboty, powtórzyć co trzeba i ruszyć wieczorem na kiełbaskę z grilla.
Z braku czasu na co dzień, ze stresu w życiu wielu studentów i często z codziennej walki z wkuwaniem bierze się u mnie selekcja. Wybieram, gdzie iść, bo wszędzie pójść nie będę mógł. Co zrobić, bo nie wszystko zrobić będę w stanie.
Jeśli w ten weekend spotkam się z tymi osobami, to inne będę musiał odstawić na bok. A za tydzień znowu to samo. I najczęściej nie weekend, a piątek i ewentualnie sobota wieczór, jeśli będzie się chciało i jeśli będzie kiedy.
Coraz bardziej szanuję więc swój czas. Ilość godzin spędzonych na fejsie w tym roku była zdecydowanie mniejsza od poprzedniego, który i tak był niczym w porównaniu do okresu przed studiami. Taka zasada. Im więcej czasu, tym więcej rzeczy znajdziesz to roboty. Niekoniecznie pożytecznych. Wolna godzina? Odpalamy neta i już było się na kwejku, fejsie, demotach i wszystkich innych pożeraczach życia.
Jak jest teraz? Wszystko poszło w niepamięć lub zostało mocno ograniczone. I coraz mniej życia przelatuje przez palce na niczym, a coraz więcej spędzam robiąc coś fajnego, ciekawego, rozwijającego.
I choć cały tekst ten może brzmieć momentami idealistycznie, to jednak medycyna jako pożeracz czasu pchnęła mnie do rozwoju. Szukam nowych aktywności po zajęciach, jak każdy. Żeby odpocząć od nauki, ale może też żeby wykorzystać te lata na studiach także do czegoś innego niż sama nauka. Bieganie, siłownia, tańce, wspinaczka, basen. Cokolwiek. Będę próbował choć część z nich wcisnąć w wolne chwile i praktykować. Czy inaczej by mi się chciało?
Medycyna i związany z nią napięty grafik, pełny nauki i zajęć, paradoksalnie może pomóc w lepszym spędzaniu wolnego czasu. Często widzi się osoby mające ogrom urlopu i jednocześnie nie wykorzystujące go w wymarzonym przez siebie stopniu. Sam siebie widzę na wakacjach. Bo im więcej wolnych chwil, tym częściej je marnujemy.
A jeśli cały tydzień zapieprzasz nad książkami i okaże się, że weekend jest naprawdę wolny (bez kolokwiów i ogromu materiału za rogiem), wykorzystasz go lepiej niż kiedykolwiek. Albo przepijesz, bo masz dość.
Zastanawiasz się czy warto siedzieć tę godzinę na fejsie, wykopie czy reddicie. Dochodzisz do wniosku, że lepiej wziąć się do roboty, powtórzyć co trzeba i ruszyć wieczorem na kiełbaskę z grilla.
Z braku czasu na co dzień, ze stresu w życiu wielu studentów i często z codziennej walki z wkuwaniem bierze się u mnie selekcja. Wybieram, gdzie iść, bo wszędzie pójść nie będę mógł. Co zrobić, bo nie wszystko zrobić będę w stanie.
Jeśli w ten weekend spotkam się z tymi osobami, to inne będę musiał odstawić na bok. A za tydzień znowu to samo. I najczęściej nie weekend, a piątek i ewentualnie sobota wieczór, jeśli będzie się chciało i jeśli będzie kiedy.
Coraz bardziej szanuję więc swój czas. Ilość godzin spędzonych na fejsie w tym roku była zdecydowanie mniejsza od poprzedniego, który i tak był niczym w porównaniu do okresu przed studiami. Taka zasada. Im więcej czasu, tym więcej rzeczy znajdziesz to roboty. Niekoniecznie pożytecznych. Wolna godzina? Odpalamy neta i już było się na kwejku, fejsie, demotach i wszystkich innych pożeraczach życia.
Jak jest teraz? Wszystko poszło w niepamięć lub zostało mocno ograniczone. I coraz mniej życia przelatuje przez palce na niczym, a coraz więcej spędzam robiąc coś fajnego, ciekawego, rozwijającego.
I choć cały tekst ten może brzmieć momentami idealistycznie, to jednak medycyna jako pożeracz czasu pchnęła mnie do rozwoju. Szukam nowych aktywności po zajęciach, jak każdy. Żeby odpocząć od nauki, ale może też żeby wykorzystać te lata na studiach także do czegoś innego niż sama nauka. Bieganie, siłownia, tańce, wspinaczka, basen. Cokolwiek. Będę próbował choć część z nich wcisnąć w wolne chwile i praktykować. Czy inaczej by mi się chciało?
11 sierpnia 2014
Śpij, nie p.
Okolice godziny 17, po obiedzie, i łapie zmęczenia pierwsza fala. Druga przychodzi zwykle podczas lektury rozrywkowej mało, bądź w okolicach godziny "do-łóżkowej". Obie wrzodem studenta pragnącego pojąć wersy czytane.
Z pierwszą zwykłem radzić sobie drzemką poobiednią. Kilka tygodni tym trybem, a organizm sam wiedzieć będzie co i jak. Zaśniesz, a obudzisz się jak w nowy dzień.
I tak do samego wieczora końca, gdy nadchodzi z kolei ciężar powiek przedsenny. Nie ma przebacz. Wiadomym, że pożytku z siedzenia nie będzie, aż do najbliższego ranka. Więc nie próbuję walczyć kawą, guaraną czy energii puszkami. Kładę się spać. I dobranoc.
Z pierwszą zwykłem radzić sobie drzemką poobiednią. Kilka tygodni tym trybem, a organizm sam wiedzieć będzie co i jak. Zaśniesz, a obudzisz się jak w nowy dzień.
I tak do samego wieczora końca, gdy nadchodzi z kolei ciężar powiek przedsenny. Nie ma przebacz. Wiadomym, że pożytku z siedzenia nie będzie, aż do najbliższego ranka. Więc nie próbuję walczyć kawą, guaraną czy energii puszkami. Kładę się spać. I dobranoc.
3 sierpnia 2014
Dobra woda zdrowia doda
Pisałem już kiedyś o kawie. Dzisiaj do tego nawiązuję i jednocześnie poszerzam wątek. Tak na dobry początek cyklu o eksperymentach i nawykach.
Kawy nie piłem praktycznie nigdy, nie licząc małej filiżanki espresso we Włoszech i degustacji paru innych rodzajów. Zapach nigdy mi nie podchodził i też nie zmuszałem się do tolerowania tych aromatów. Nie musiałem martwić się o odstawienie. A wieczorną senność i poranny paraliż zwykłem rozwiązywać innymi sposobami lub akceptować.
Jednak nie samą kawą żyje człowiek, a ja na pewno. Dziecięciem będąc zwyczaj miałem pić minimum filiżankę herbaty na dzień, nierzadko dochodząc do pięciu dziennie. No cóż, herbatka z cukrem taka dobra (z torebki). Dzisiaj pochłaniam tak tylko tę przyrządzaną przez mamę Pauli i oczywiście jeszcze zieloną od czasu do czasu. Najczęściej rano, rzadko wieczorem - kofeina i teina mogą zaburzać sen REM. Ciekawe rzeczy słyszałem ostatnio o herbacie białej - najwyższy czas spróbować.
Wodę zacząłem hektolitrami pić na studiach. Przedtem większość dziennego wodnego zapotrzebowania pokrywane było herbatą i różnymi sokami. Życie na uniwerku wystartowało i już po chwili przy biurku musiała stać butelka wody. Najpierw Cisowianka, teraz Nałęczowianka. Bo smakuje. Może w najbliższym czasie zorganizuję sobie wodę w dostawie, jeśli będzie się opłacało.
Można powiedzieć, że ciężko mi się teraz żyje, gdy w pobliżu nie ma zwykłej wody. Wieczorem przy łóżku jest i rano też muszę ją znaleźć - jak nie to Sahara w ustach i Gobi w oczach. Innymi napojami mogę na chwilę się zaspokoić, ale wiadomo. Nie ma to jak kilka łyków zimnej wody mineralnej.
Kawy nie piłem praktycznie nigdy, nie licząc małej filiżanki espresso we Włoszech i degustacji paru innych rodzajów. Zapach nigdy mi nie podchodził i też nie zmuszałem się do tolerowania tych aromatów. Nie musiałem martwić się o odstawienie. A wieczorną senność i poranny paraliż zwykłem rozwiązywać innymi sposobami lub akceptować.
Jednak nie samą kawą żyje człowiek, a ja na pewno. Dziecięciem będąc zwyczaj miałem pić minimum filiżankę herbaty na dzień, nierzadko dochodząc do pięciu dziennie. No cóż, herbatka z cukrem taka dobra (z torebki). Dzisiaj pochłaniam tak tylko tę przyrządzaną przez mamę Pauli i oczywiście jeszcze zieloną od czasu do czasu. Najczęściej rano, rzadko wieczorem - kofeina i teina mogą zaburzać sen REM. Ciekawe rzeczy słyszałem ostatnio o herbacie białej - najwyższy czas spróbować.
Wodę zacząłem hektolitrami pić na studiach. Przedtem większość dziennego wodnego zapotrzebowania pokrywane było herbatą i różnymi sokami. Życie na uniwerku wystartowało i już po chwili przy biurku musiała stać butelka wody. Najpierw Cisowianka, teraz Nałęczowianka. Bo smakuje. Może w najbliższym czasie zorganizuję sobie wodę w dostawie, jeśli będzie się opłacało.
Można powiedzieć, że ciężko mi się teraz żyje, gdy w pobliżu nie ma zwykłej wody. Wieczorem przy łóżku jest i rano też muszę ją znaleźć - jak nie to Sahara w ustach i Gobi w oczach. Innymi napojami mogę na chwilę się zaspokoić, ale wiadomo. Nie ma to jak kilka łyków zimnej wody mineralnej.