Emigruję do Krynicy,
gdzie obok Muszynianka.
Może trochę jestem stary,
ciągle jednak chyba jary.
Popasę się na zielonej z łąk trawce,
odpocznę chwilę na krynicznej ławce.
Kolejno do Słowacji na pobliskie szczyty,
może dla relaksu też na basen okryty. Pokorzystam z wakacji wolnego,
odmiany od życia studenckiego.
Wrócę jak będę z powrotem,
Na pytania i wnioski odpowiem - potem.
16 lipca 2013
Wakacyjny rym
13 lipca 2013
TeBeFau Omega
W segmencie 2 pokoje 2-os, łazienka i kuchnia. Miejsce w 2-os kosztuje 450 zł za czynsz i 85 zł jako zaliczka na media. Alternatywa dla studentów, którym życie w akademiku wydaje się zbyt niespokojne, a stancja z kolei zbyt monotonna. Wyjście pośrednie - blisko do uczelni i akademików UM z ich ławeczkami, dużo kontaktu z innymi ludźmi, imprezować wciąż można, a wszystko jest spokojniejsze i mamy lepsze warunki do nauki.
Rok w TBV udał się nam całkiem nieźle - aż tak bardzo na naszą czwórkę się nie skarżono. Segment w akademiku okazał się być małym mieszkaniem, z dodatkowym otoczeniem innych młodych studentów, głównie zagranicznych. W czasie naszego lokatorzenia mieliśmy tam dość dużo przygód, kilka ogromnych imprez, dwa połamane łóżka oraz brak okna w kuchni. Sąsiedzi okazali się spokojniejsi od nas samych, przez co na każdej imprezie napływało do recepcji kilka skarg. Częściowym rozwiązaniem okazało się zapowiadanie imprezy w biurze - wtedy dostajemy kwitek do wypełnienia i podpisania przez sąsiadów z każdej strony segmentu. Dodatkowo jeszcze lista gości z limitem 15 osób (którym zwykle nie ma się co martwić^^).
Ogólnie jednak panował spokój i nie mieliśmy większych problemów z hałasem w czasie nauki. Czasem zdarzało się, że Chińczyki z góry robiły imprezę na tygodniu albo Hiszpanie z dołu słuchali zagranicznego disco polo. Najczęściej, zamiast się denerwować, lepiej jest w tym czasie odpocząć bądź coś zjeść. Zwykle przed 22 było już spokojnie, jeśli nie - zawsze miałem słuchawki, na których puszczałem sobie deszcz bądź muzykę klasyczną.
W tym roku szukamy w trzech mieszkania do wynajęcia. Jednoosobowe pokoje w cenie dwójki w TBV zachęcają, jednak trzeba się nieźle naszukać, aby znaleźć dla siebie odpowiednie. Razem z M. i Ł. takiego jeszcze nie udało się nam znaleźć.
Rok w TBV udał się nam całkiem nieźle - aż tak bardzo na naszą czwórkę się nie skarżono. Segment w akademiku okazał się być małym mieszkaniem, z dodatkowym otoczeniem innych młodych studentów, głównie zagranicznych. W czasie naszego lokatorzenia mieliśmy tam dość dużo przygód, kilka ogromnych imprez, dwa połamane łóżka oraz brak okna w kuchni. Sąsiedzi okazali się spokojniejsi od nas samych, przez co na każdej imprezie napływało do recepcji kilka skarg. Częściowym rozwiązaniem okazało się zapowiadanie imprezy w biurze - wtedy dostajemy kwitek do wypełnienia i podpisania przez sąsiadów z każdej strony segmentu. Dodatkowo jeszcze lista gości z limitem 15 osób (którym zwykle nie ma się co martwić^^).
Ogólnie jednak panował spokój i nie mieliśmy większych problemów z hałasem w czasie nauki. Czasem zdarzało się, że Chińczyki z góry robiły imprezę na tygodniu albo Hiszpanie z dołu słuchali zagranicznego disco polo. Najczęściej, zamiast się denerwować, lepiej jest w tym czasie odpocząć bądź coś zjeść. Zwykle przed 22 było już spokojnie, jeśli nie - zawsze miałem słuchawki, na których puszczałem sobie deszcz bądź muzykę klasyczną.
W tym roku szukamy w trzech mieszkania do wynajęcia. Jednoosobowe pokoje w cenie dwójki w TBV zachęcają, jednak trzeba się nieźle naszukać, aby znaleźć dla siebie odpowiednie. Razem z M. i Ł. takiego jeszcze nie udało się nam znaleźć.
9 lipca 2013
Literatura anatomiczna
W Lublinie obecnie oficjalnym podręcznikiem jest Gray. Dodatkowo będziecie używać Bochna, Skawinę, Wójtowicza, Narkiewicza, Fixa i atlasy oraz masę skryptów i notatek. Oprócz mianownictwa polskiego obowiązuje angielskie bądź łacińskie, z powoli postępującym naciskiem na English. Sam wolałem łacinę, bo jest o wiele bardziej logiczna i praktyczniejsza, a także ma w sobie "to coś".
Gray - dno. Książka miałaby taką samą wartość merytoryczną bez większości tekstu, w którym jest mnóstwo błędów i rozbieżności w stosunku do Bochenka. Warto się jednak w niego zaopatrzyć, głównie ze względu na świetne rysunki naprawdę pomagające w zrozumieniu i zapamiętaniu wielu rzeczy. Do tego aspekty kliniczne, które każdy będzie musiał znać. Kilkoro asystentów traktuje Gray'a jako jedyną właściwą książkę w pierwszym semestrze. Mój asystent polecał używać go wtedy jako atlas.
Bochenek - świętość. Obszerne tomiska, po ujrzeniu których tylko westchniecie przypominając sobie jakie studia was czekają. Wiem, że na pierwszy rzut oka wydaje się być tego mnóstwo. Dobrze myślicie. I właśnie z powodu ogromu, warto przyswoić sobie zawarty tam materiał. Powinniście przeczytać całość choć raz, co przyda się zarówno na dopytywaniu podczas egzaminu, jak i zafascynuje anatomią. Praktycznie niemożliwe jest ogarnięcie wszystkiego, ale sama znajomość tego, że "coś o tym było w Bochnie" to dużo. Wtedy trochę inteligencji i umiejętności kojarzenia potrafi zdziałać wiele. Pomadto wśród tekstu znajdziecie świetne rysunki, z których części nie ujrzycie w żadnym atlasie. Z drugiej strony, mnogość ciekawych dopowiedzeń często potrafi też nieźle wkurwić, szczególnie np. o ciśnieniu wewnątrzbrzusznym u ptaków i jego wpływowi na ich umiejętność spania na stojąco :) Dla otuchy dodam, że część rzeczy takie jak większość rozwojów, budowy histologicznej i połowę pierwszego tomu można spokojnie pominąć. Podsumowując, gorąco polecam.
Skawina - notatka. Tak właśnie była określana przez większość studentów. Wiele wypunktowanych informacji, które w takowej formie są dla części studentów łatwiej przyswajalne. Zawiera jednak trochę błędów i elementów "swojej własnej anatomii", na które szczególnie trzeba uważać. Asystenci w większości nienawidzą tej książki. Dlaczego - tego nie wiem. W każdym razie znają różnice między Skawiną a Bochnem i są w stanie powiedzieć z czego się uczyliście. A wtedy marny wasz los. Warto kupić używaną z dopiskami i poprawkami nałożonymi przez starszych kolegów.
Wójtowicz - niepozorny. Podstawy anatomii człowieka. Książka, która jest podstawową lekturą na większości kierunków typu pielęgniarstwo, ratownictwo medyczne itp. Tytuł i objętość wprowadzają jednak w błąd. Znajomość Wójtowicza na blachę na egzaminie często gwarantuje nawet ocenę dobrą (słowa prof., asystenta z drugiego semestru). Zawiera podstawy, których często brakuje nawet najlepszym. Dodatkowo przystępnie opisuje np. mięśnie - jest to co trzeba i nic więcej. Obowiązkowo czytając używamy przeróżnych markerów i podkreślaczy, bez których ciężko się połapać, gdzie co jest.
Narkiewicz - mix. Wartość merytoryczna na poziomie nieco wyższym od Skawiny, od której jest też bardziej przystępny. Pisany w formie "bochenkowej" czyli litego tekstu, z okazyjnie występującymi wypunktowaniami. Używałem rzadko. Polecam wtedy, gdy naprawdę nie ma czasu na Bochenka, a Skawina odrzuca nas na kilometr.
Skrypty - łaska. Spadły z nieba od starszych studentów. Niestety, żaden nie jest idealny i każdy zawiera większą ilość błędów. Najczęstsza forma skryptów to rozpisane pytania egzaminacyjne, których z anatomii jest ponad pięćset. Jeśli ktoś ciekaw, który z obecnie dostępnych wydaje się być najlepszym - piszcie, a wrzucę go na jakiś hosting plików.
Atlasy - pomoc. Niezmiernie przydatne przy nauce topografii narządów, naczyń i nerwów. Mięśnie są zwykle pokazywane i opisane w sposób znacznie ułatwiający zapamiętanie ich położenia, przyczepów, funkcji oraz unerwienia i przynależności do grup. Moimi absolutnymi faworytami są tutaj Gilroy oraz Sobotta, których wersję językową pozostawiam wam do wyboru. Sam na początku myślałem, że z atlasem obcojęzycznym nauka nomenklatury łacińskiej czy angielskiej przyjdzie mi łatwiej. Przed egzaminem spróbowałem jednak wersji polskiej i okazała się zaskakująco bardziej przystępna od poprzednich. Dodatkowo, raz na jakiś czas, można przejrzeć fotograficzny atlas anatomii pomocny w praktyce i pracy na zwłokach (np. McMinn).
Gray - dno. Książka miałaby taką samą wartość merytoryczną bez większości tekstu, w którym jest mnóstwo błędów i rozbieżności w stosunku do Bochenka. Warto się jednak w niego zaopatrzyć, głównie ze względu na świetne rysunki naprawdę pomagające w zrozumieniu i zapamiętaniu wielu rzeczy. Do tego aspekty kliniczne, które każdy będzie musiał znać. Kilkoro asystentów traktuje Gray'a jako jedyną właściwą książkę w pierwszym semestrze. Mój asystent polecał używać go wtedy jako atlas.
Bochenek - świętość. Obszerne tomiska, po ujrzeniu których tylko westchniecie przypominając sobie jakie studia was czekają. Wiem, że na pierwszy rzut oka wydaje się być tego mnóstwo. Dobrze myślicie. I właśnie z powodu ogromu, warto przyswoić sobie zawarty tam materiał. Powinniście przeczytać całość choć raz, co przyda się zarówno na dopytywaniu podczas egzaminu, jak i zafascynuje anatomią. Praktycznie niemożliwe jest ogarnięcie wszystkiego, ale sama znajomość tego, że "coś o tym było w Bochnie" to dużo. Wtedy trochę inteligencji i umiejętności kojarzenia potrafi zdziałać wiele. Pomadto wśród tekstu znajdziecie świetne rysunki, z których części nie ujrzycie w żadnym atlasie. Z drugiej strony, mnogość ciekawych dopowiedzeń często potrafi też nieźle wkurwić, szczególnie np. o ciśnieniu wewnątrzbrzusznym u ptaków i jego wpływowi na ich umiejętność spania na stojąco :) Dla otuchy dodam, że część rzeczy takie jak większość rozwojów, budowy histologicznej i połowę pierwszego tomu można spokojnie pominąć. Podsumowując, gorąco polecam.
Skawina - notatka. Tak właśnie była określana przez większość studentów. Wiele wypunktowanych informacji, które w takowej formie są dla części studentów łatwiej przyswajalne. Zawiera jednak trochę błędów i elementów "swojej własnej anatomii", na które szczególnie trzeba uważać. Asystenci w większości nienawidzą tej książki. Dlaczego - tego nie wiem. W każdym razie znają różnice między Skawiną a Bochnem i są w stanie powiedzieć z czego się uczyliście. A wtedy marny wasz los. Warto kupić używaną z dopiskami i poprawkami nałożonymi przez starszych kolegów.
Wójtowicz - niepozorny. Podstawy anatomii człowieka. Książka, która jest podstawową lekturą na większości kierunków typu pielęgniarstwo, ratownictwo medyczne itp. Tytuł i objętość wprowadzają jednak w błąd. Znajomość Wójtowicza na blachę na egzaminie często gwarantuje nawet ocenę dobrą (słowa prof., asystenta z drugiego semestru). Zawiera podstawy, których często brakuje nawet najlepszym. Dodatkowo przystępnie opisuje np. mięśnie - jest to co trzeba i nic więcej. Obowiązkowo czytając używamy przeróżnych markerów i podkreślaczy, bez których ciężko się połapać, gdzie co jest.
Narkiewicz - mix. Wartość merytoryczna na poziomie nieco wyższym od Skawiny, od której jest też bardziej przystępny. Pisany w formie "bochenkowej" czyli litego tekstu, z okazyjnie występującymi wypunktowaniami. Używałem rzadko. Polecam wtedy, gdy naprawdę nie ma czasu na Bochenka, a Skawina odrzuca nas na kilometr.
Skrypty - łaska. Spadły z nieba od starszych studentów. Niestety, żaden nie jest idealny i każdy zawiera większą ilość błędów. Najczęstsza forma skryptów to rozpisane pytania egzaminacyjne, których z anatomii jest ponad pięćset. Jeśli ktoś ciekaw, który z obecnie dostępnych wydaje się być najlepszym - piszcie, a wrzucę go na jakiś hosting plików.
Atlasy - pomoc. Niezmiernie przydatne przy nauce topografii narządów, naczyń i nerwów. Mięśnie są zwykle pokazywane i opisane w sposób znacznie ułatwiający zapamiętanie ich położenia, przyczepów, funkcji oraz unerwienia i przynależności do grup. Moimi absolutnymi faworytami są tutaj Gilroy oraz Sobotta, których wersję językową pozostawiam wam do wyboru. Sam na początku myślałem, że z atlasem obcojęzycznym nauka nomenklatury łacińskiej czy angielskiej przyjdzie mi łatwiej. Przed egzaminem spróbowałem jednak wersji polskiej i okazała się zaskakująco bardziej przystępna od poprzednich. Dodatkowo, raz na jakiś czas, można przejrzeć fotograficzny atlas anatomii pomocny w praktyce i pracy na zwłokach (np. McMinn).
7 lipca 2013
Cholerstwo
Na pewno was już to spotkało. Depresja, nerwica czy jak to nazwać - niechęć do robienia czegokolwiek z dodatkową niechęcią do nicnierobienia. Leżę. Nie chce mi się. Poczytam, po kilku stronach już wysiadam. Nawet Hirołsy nie pomagają. Młody woła do basenu. Nieeeee, juuutro. Z koleżanką z klasy na piwo. Nieeeeee, później. Tylko tak leżeć mordą zwróconą do szpary w kanapie. I jeszcze rozmyślania na temat czemu się mi nie chce. Ale jest lekarstwo.
Lekarstwo to START. Recepta: zacznij robić cokolwiek. Włącz muzykę, na chwilę. Zobaczysz, że zostanie tak na dłużej. Poruszaj się, przez pół minuty. Zanim się obejrzysz, zrobisz cały plan - rozgrzewkę, i zaraz przejdziesz do dalszych ćwiczeń. Teraz z górki, aż na klawiaturę cisną się pseudo-rymy:
Lekarstwo to START. Recepta: zacznij robić cokolwiek. Włącz muzykę, na chwilę. Zobaczysz, że zostanie tak na dłużej. Poruszaj się, przez pół minuty. Zanim się obejrzysz, zrobisz cały plan - rozgrzewkę, i zaraz przejdziesz do dalszych ćwiczeń. Teraz z górki, aż na klawiaturę cisną się pseudo-rymy:
Fajna ta książka.
Spoko ten film.
Całkiem jest niezły
dzisiejszy dzień.
5 lipca 2013
Rok I - Anatomia
Kobyła I roku. Każdemu weszła głęboko w tyłek, za co można ją lubić bądź nie. Przedmiot fascynujący. Jeśli się nim nie oczaruje to wszystko przyjdzie o wiele trudniej. Zwłoki - rewelacja, teoria - to samo. Tak, jest dużo materiału. Bardzo dużo. Lecz znajomość tego wszystkiego rekompensuje wszystko inne. Wkuwanie materiału potrafi nieźle zniechęcić, ale umiejętność skojarzenia budowy z działaniem (z fizjologii), aspekty kliniczne, ciekawostki czy odpowiedzi na odwieczne pytania z dzieciństwa potrafią o wiele bardziej zachęcić. Poza tym, sama znajomość tematu przydaje się w życiu codziennym - wiadomo co gdzie leży, co może boleć, co można złamać, na co uważać. A czasami, po prostu frajdą jest znać ten temat. Wiecie, że poranny wzwód bierze się z wypełnionego pęcherza moczowego uciskającego, znajdującą się pod nim, prostatę?
Przez cały rok, trzy razy w tygodniu. Zajęcia w prosektorium, najczęściej w formie rozmowy z asystentem. Dodatkowo do wyboru, zależnie od prowadzącego: odpytywanie przy stole bądź w trójkach na korytarzu, kartkówka, praca na zwłokach, mniejszy wykład (poza godzinami normalnych wykładów), wizyta wolontariuszy (starszych studentów).
W pierwszym semestrze spotkałem nieco mniej wymagającego asystenta z podejściem "u mnie nie zdać kolokwium to wstyd". Było przyjemnie, dużo pracowaliśmy na zwłokach. Mało kartkówek, mało odpytywania. Wolontariuszy żadnych. Kolosy to muzeum, zwłoki i kilka pytań na korytarzu w trzyosobowych grupach. Niestety, tak to już jest, że jak nikt nie przyciśnie to najczęściej uczy się mniej. Odczułem to na sam koniec. Z drugiej strony, dzięki dużej ilości praktyki, nie musiałem się martwić tą częścią egzaminu tak jak niektórzy.
Drugi semestr był zwrotem o 180 stopni, pod skrzydłami profesora, który był ostatnim na liście życzeń. Obawy okazały się nietrafione, szczególnie pod koniec roku, kiedy na wierzch wychodziły prawdziwe powody, dla których doświadczyłem tylu łabędzi wśród ocen, tylu upomnień, tylu dawek kortyzolu. Kartkówki dwa razy w tygodniu, dodatkowo odpytywanie na każdych zajęciach. Profesor często tłumaczył różne zagadnienia, dzięki czemu łatwiej było zrozumieć rzeczy nie do zrozumienia. Pomimo płaczu i zgrzytania zębów, jestem mu wdzięczny za wszystko - wtedy naprawdę czułem, że wiem o co chodzi.
Egzamin to test, praktyka i ustny. Test -100 pytań na 90 minut. Próg w okolicach 50-60%, średnio tak ustawiony, żeby zaliczyło 2/3 roku. Forma praktyki zależała od asystenta, z którym miało się egzamin. Do wyboru: muzeum, kości, narządy i zwłoki. Muzeum - numerki na kartkach z rysunkami preparatów. Kości - co to za kość, lewa czy prawa. Zdarzały się pytania o przyczepy mięśni czy różne guzowatości. Narządy - co to za narząd, jeśli parzysty, to lewy czy prawy. Można trafić na zadanie wskazania jakiegoś elementu. Najważniejsze w znajomości to: całe serce, które to płuco i dlaczego, która to nerka i dlaczego. Ustny - 10 pytań (ustawowo, często część jest pomijana) z 10 kopert z różnych działów: kości i stawy, mięśnie, ukł. trawienny, ukł. moczowo-płciowy, ukł. oddechowy, żyły i chłonka, serce i tętnice, OUN, nerwy czaszkowe, obwodowy UN z narządami wewnątrzwydzielniczymi i zmysłów. Na galowo, nie zakładajcie więc białych laczków.
Cieszę się, że anatomię mam już za sobą. Wiem, że czeka mnie w życiu wiele cięższych rzeczy, ale po zdaniu tego przedmiotu naprawdę można być z siebie dumnym.
2 lipca 2013
Wakacje
Można by rzec, że oczywista rzecz. Kilka wolnych miesięcy następujących regularnie po roku nauki. Podobne do ferii zimowych, wolnych majowych i innych świętowych, lecz dłuższe. Jednak nie o to chodzi i nie czas trwania wyróżnia letnią labę od innych.
Wakacje bez poprawek mają w sobie tę cechę, bez której wszystkie pozostałe wolne dni są praktycznie nic nie znaczące. W ten piękny okres mogę w końcu, ostatecznie, za przeproszeniem, mieć wyjebane. Mogę poleżeć skąpany w fotonach, mogę czytać co zechcę, mogę wyjechać gdzie mnie poniesie, mogę wyjść na piwo i wrócić w nieokreślonej przyszłości, mogę pomóc rodzinie, mogę odwiedzić dziewczynę, mogę pochasać jak rusałka wśród zielonych traw. Mam wybór. A w głowie spokój, bez niepotrzebnych myśli.