ekim nie wie dlaczego chce być w zawodzie, do którego się szkoli, albo nie umie czy może tam nie ma weny, więc wrzucam tekst E.:
Jak to się stało że jestem teraz właśnie tu i że pisze na blogu pozornie obcej osoby? To będzie tak naprawdę nieskomplikowana wbrew pozorom historia, ale musimy jednak przenieść się ładnych parę lat wstecz.
Była końcówka lat 90., a ja kończyłem nauczanie zintegrowane. Zawsze ambitny, z presją by przegonić inne dzieci, by wykazać się/zabłysnąć wiedzą ogólną i ponadprzeciętnym, jak na swój wiek, tokiem rozumowania. Całe zajęcia z ręką w górze. Dostałem wtedy na pierwsza komunię książkę, coś jak ”How it’s made”, tylko w wersji książkowej. Dość obszerna i multitematyczna: lodówka, zmywarka, gitara, farba fosforyzująca, ale też silnik, skrzynia biegów, wahadłowiec, myśliwiec, bomba jądrowa i termojądrowa, karabin wyborowy, poród czy pasożytnictwo na przykładzie łuskiewnika.
Byłem wniebowzięty - przystępna treść, ale nie jakaś misiowo-bajkowa, tylko coś naprawdę na poziomie filmów popularnonaukowych, połączona ze schematami i zdjęciami.
Dzięki temu mogłem się dalej rozwijać. Miałem jedno marzenie być kimś, kimś kto ma widzę, ale też należy do zamkniętego kręgu - chyba głownie naukowcem czy inżynierem (lubiłem wtedy bawić się w proste obwody typu bateria 9V i silniczki ze śmigłami DIY czy spiralki z drucików).
Cała podstawówka podsycała mój pociąg do wiedzy, kochałem czytać kąciki naukowe w Newsweek, oglądać filmy dokumentalne, poznałem historię projektu Manhattan oraz kim był Igor Kurczatow. Marzyłem o budowie własnego domowego lasera czy własnej rakiety z materiałami kruszącymi.
Jeździłem również na tereny poprzemysłowe i zastanawiałem się nad sensem życia, istotą szczęścia. Dusza moja stała się scisło-humanistyczna, ale jestem człowiekiem, więc aby rozwijać człowieczeństwo potrzebowałem tylko czasu i spokoju. Zapaliłem się również bezkresną miłością do jednośladów, a moja krew zaczęła przemieniać się w benzynę. Może WAT – tak sobie myślałem.
Była jesień, wracałem ze szkoły dość zadowolony wszakże dostałem 5 z języka angielskiego, wiał dość silny wiatr, przez że skwer pod domem był pełen połamanych gałęzi. Pomyślałem: „Jak wyjdę po obiedzie na dwór pokopać w piłkę, będą akurat gałęzie na słupki”. Kiedy zaszedłem po kolegę i usiadłem na kanapie, włączyłem telewizor - przypadkiem na TVN24. Tego dnia nie pograliśmy w piłkę, a siedzieliśmy przed telewizorem… To był 11 września 2001. Tego dnia zaczęła we mnie kiełkować myśl o połączeniu wcześniejszych pomysłów z czymś realnym, to była myśl o zostaniu żołnierzem zawodowym.
Gimnazjum zaowocowało dalszym rozwojem wiedzy fizycznej, chemicznej i biologicznej, ale co najważniejsze, fascynacją tematyką wpływu substancji chemicznych na organizm. Potrafiłem godzinami czytać o muskarynie, dekstrometorfanie, efedrynie, MDMA, mirystycynie czy salwinorynie czy cipiaczu. Wolne chwile to było czytanie wikipedii, hyperreal'u - to mnie wciągnęło. Pod koniec gimnazjum uświadomiłem sobie, że bycie żołnierzem i spełnianie misji jest czymś ważnym, cholernie ważnym. Tylko czy nie jest egoizmem narażać rodzinę na utratę mnie? Co powie moja żona, gdy dziecko zapyta gdzie jest tata? Czy będzie zmuszona odpowiedzieć: „Tatuś umarł by terroryści nie zabili nas i twoich koleżanek/kolegów”?
Nastąpiła pewna translokacja misji, mogę być władcą życia i śmierci, posiąść magiczna wiedzę tajemną o ludzkim zdrowiu, a więc ludzkim istnieniu. Mogę zostać lekarzem i rozwijać tę wyjątkową, bo leżąca u podstaw ludzkiego bytu, naukę – mogą zmienić świat. Wybrałem klasę biologiczno-chemiczną (chodź jako klasa II wyboru był mat-fiz, celem dalszym jako AiR).
Na początku wszyscy chcieli być lekarzami/dentystami/farmaceutami, lecz gdy podchodziliśmy do matury to na 24 osoby rozszerzoną zarówno chemię jak i biologię zdawało może 6-7 osób, część nie zdawała nawet jednego z tych przedmiotów. Przez te trzy lata nauki nadal rozwijałem wiedzę medyczną, jak i wiedzę ogólną. Po głowie kołaty się trzy pomysły na siebie: lekarski, farmacja, biotechnologia.
Nie próżnowałem. Cały czas starałem się robić research: co naprawdę robi się po tych kierunkach (możliwe kierunki rozwoju, stanowiska), jaka jest perspektywa zatrudnienia, zarobki – i to zarówno w wymiarze krajowym jak i ogólnoświatowym. Lekarski nie zawsze wiódł prym w rozważaniach rozumowych, chodź serce gdzieś tak poopowiadało zawsze.
Ale dlaczego lekarski, dlaczego świat zmierza ku zagładzie oraz w jaki sposób księgowi z ekologami zmuszają do bycia lekarzem już w kolejnym odcinku moich uzewnętrznień, na które serdecznie zapraszam.
E.